Odejść zasmuconym
Jezus spojrzał z miłością na niego. Mk 10, 17 – 30
Do Jezusa przybiega pewien człowiek i pyta Go o życie wieczne. To początek dzisiejszej sceny. A potem… odchodzi zasmucony. Wszystko więc rozgrywa się pomiędzy tymi dwoma momentami. Pomiędzy nimi człowiek podejmuje decyzje. A decyzja albo przynosi radość, albo smutek.
Od Jezusa można odejść zasmuconym. Pytanie jest o życie wieczne, lecz kontekstem – bogactwa. Zadałem sobie pytanie: co jest moim bogactwem? Wcale niekoniecznie muszą to być dobra materialne, choć od nich warto zacząć. Za bogactwo mogę uważać mój charakter, dobre życie, takie czy inne cnoty, pobożność. Za bogactwo mogę uznać doskonałość, ku której dążę. Ten człowiek z ewangelii też dążył do doskonałości (o tym wiemy z innej ewangelii niż dzisiejsza). Czy to źle? Czy to źle, że jestem dobry, pobożny, uczynny? Czy to źle, że mam taki czy inny charakter, temperament? Czy to źle, że mam wielkie pragnienia, że szukam doskonałości w moim życiu?
Nie. Problemem staje się to wszystko, kiedy z nawet najświętszych rzeczy uczynię cel mojego życia. Poza Bogiem nie mogę mieć innego celu. Inaczej grozi mi idolatria – czczenie bożka. Tak sobie pomyślałem np. o szukaniu doskonałości, o próbie wypleniania z siebie różnych wad, przywar, o dążeniu do bycia perfekcyjnym. Jeśli z tego uczynię moje bogactwo, to jestem zgubiony. I nie chodzi wcale o to, że nie mam szukać doskonałości, czy nie walczyć z wadami. Pytanie tylko: gdzie w tym wszystkim jest Bóg? Gdzie zaufanie Jemu? Potrzebne jest mi ono, bym nie próbował siebie niszczyć, kiedy coś się nie uda, kiedy do tej doskonałości ciągle daleko, kiedy jakieś wady stale nade mną panują. Jeśli zaufam Bogu – będę miał dość siły, by nawet w razie niepowodzeń iść dalej, nie zniechęcać się. Kiedy zaufam sobie tylko – jestem zgubiony. Hołubię wtedy małego bożka. Niekoniecznie świadomie – i kiedy to odkryję, potrzebuję spojrzeć na siebie miłosiernie.
To mi pokazało, że jeśli na serio chcę iść za Jezusem, być coraz bliżej Niego – potrzebuję wejść na drogę coraz większego ubóstwa, wyrzekania się, zostawiania zbędnego balastu (nie tylko materialnego). Potrzebuję opuścić tak wiele, jak się da, by zyskać Jego. Inaczej grozi mi, że ze spotkania z Nim odejdę smutny do swoich „bogactw”, które zamiast do życia wiecznego, zaprowadzą mnie do życia smutnego i przegranego.
Gdzie są moje bogactwa? W czym pokładam nadzieję? Gdzie tak naprawdę złożyłem moje serce? Bo tam jest mój skarb, gdzie jest moje serce. Jeśli jest w Bogu – niczego więcej nie potrzebuję i moje ubóstwo staje się bogactwem. Bóg będzie moim największym skarbem.
Długo uciekałam dzisiaj przed tymi słowami, chociaż nie dało się dłużej niż do wieczornej Eucharystii 🙂 Bo przecież wiem, że mam „wiele posiadłości”. I wiem, że często niby staram się to oddać Jezusowi, ale tak naprawdę – no właśnie, gubię się wśród wszystkich moich „ale”. I dzisiaj nie jest inaczej, ale nie zamierzam rezygnować – więc po raz kolejny biegnę za Nim i padam na kolana…
„Żywe jest słowo Boże (…). Ostrzejsze niż miecz”…
Dziś ten wzrok Jezusa jest dla mnie wyjątkowo nieznośny… Dlaczego On patrzy na młodzieńca z miłością, choć dobrze wie, że tamten za chwilę odejdzie, odwróci się na pięcie i po prostu ucieknie? Bo kocha, bez względu na jego decyzję. Bo inaczej nie potrafi na niego patrzeć.
Jezu, błagam Cię o to spojrzenie pełne miłości! Nawet jeśli dziś ucieknę, nawet jeśli znowu wrócę do tych dających wątpliwe i bardzo ulotne niby-szczęście „bogactw” mojego życia…
Bo kiedy ja nie potrafię patrzeć na siebie łaskawym wzrokiem, wciąż oskarżam, dyscyplinuję, tak bardzo potrzebuję, aby Twoje spojrzenie wypaliło we mnie strach, wycofanie, zgodę na życie w stylu „jakoś to będzie”, aby Twoje spojrzenie wznieciło we mnie Twoją miłość i odwagę życia w Prawdzie!
Tak wiele obiecujesz w zamian: „Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym.” Bylebym tylko potrafiła zaufać.