Pierwotna gorliwość
Lecz na początku Bóg… Mk 10, 2 – 16
Wszystko, co ma się odnowić, potrzebuje wrócić do swoich początków. Zachwyca mnie to przejście Jezusa od bieżących problemów (prowadzących np. do rozwodu) do tego, co było na początku. I nie chodzi tu tylko o sprawy małżeńskie, lecz wszystkie inne ważne rzeczy. Bo wydaje się łatwym napisać list rozwodowy i odesłać, rozejść się. Jest to jednak życie w złudzeniu – myślenie, że na tym niedoskonałym świecie znajdzie człowiek kogoś lepszego, wyśnionego, wymarzonego. Szukam często mrzonki, a nie prawdy. Szukam idealnego, gdy tymczasem nie zgadzam się na to, co realne, co rzeczywiste i co naprawdę istnieje.
Jezus odsyła faryzeuszów do początku. Do tej pierwotnej miłości, która skierowała małżonków ku sobie. Ku tej gorliwości we wzajemnym służeniu sobie, pomaganiu, dzieleniu się wszystkim… czy ktokolwiek biorący ślub planuje od razu że się rozejdzie? Wszyscy chcą, by to było na zawsze. A jednak…
Dzisiejsza mentalność wybitnie nie sprzyja wierności. Bardzo mnie poruszył taki obrazek znaleziony w internecie z trzymającą się za ręce parą staruszków. A podpis był krótkim dialogiem dziadka z wnuczkiem, który pytał: „Dziadku, jak to się stało, że tyle lat już jesteś razem z babcią?” Dziadek wtedy odpowiedział: „Widzisz, bo kiedyś, jak się coś zepsuło, to się to naprawiało, a dzisiaj, kiedy coś się zepsuje, to się to wyrzuca i kupuje nowe”. To handlowe porównanie świetnie pasuje do naszych relacji. Nikomu dziś się nie chce wracać do początków małżeństwa, do początków przyjaźni czy jakiejkolwiek innej relacji. Wystarczy, że coś mi nie pasuje, że coś nie gra, że są jakieś nieporozumienia – najprościej się obrazić śmiertelnie i rozejść, strzelić focha, odwrócić na pięcie i pójść w swoją stronę. Brakuje walki o relacje, rozmów, dialogu, rezygnacji ze swojej racji. Brakuje pokory, służby, walki o drugiego człowieka. Kiedy Jezus mówi o powrocie do tego, co Stwórca zamierzył, to właśnie do tego odnosi – przypomnij sobie, co było na początku, wróć do pierwotnej miłości i gorliwości.
Na potwierdzenie tej stawia im przed oczy dziecko i mówi, że kto nie przyjmie Królestwa Bożego jak dziecko, nie wejdzie do niego. Dziecko jest w pewien sposób takim symbolem pierwotnej miłości, pierwszego zachwytu. Dziecko w miłości jest proste – odpowiada bezinteresownie na okazaną mu miłość. Człowiek dopiero z wiekiem kalkuluje, czy to mu się opłaca, ile może zyskać. W dziecku tego nie ma. Jeśli dostaje miłość, przytulenie, poczucie bezpieczeństwa – to odpowie miłością, przywiązaniem, bliskością, szczerością i wiernością.
Moja relacja z Bogiem działa dość podobnie. On ciągle będzie mnie wzywał do nawrócenia, to znaczy do powrotu do pierwotnej miłości, pierwotnej gorliwości. To wołanie o to, bym stał się w mojej miłości, szczerości i bezinteresowności jak dziecko – ufny i pewny tego, że jestem kochany taki, jaki jest.
Panie, mój Jezu, nigdy nie przestawaj mnie wołać do siebie, wzywać do powrotu i daj łaskę, bym umiał na to wołanie zawsze odpowiedzieć – tak, jak Ty chcesz!
„Na początku stworzenia” – lubię ten motyw. Tę harmonię, pełnię przyjaźni z Bogiem, przechadzanie się z Nim na co dzień, kiedy dobro i miłość były takie proste i oczywiste. Ale choć przez grzech zerwaliśmy tę pierwotną komunię, Jezus przez swoje dzieło zbawienia, w którym objawił swą nieskończoną miłość zaprasza nas do powrotu…
I tylko potrzeba mi ciągle tego zachwytu, ufności i prostoty dziecka, by pozwolić się porwać tej niezwykłej miłości, by jej mocą zawalczyć o to, co cenne i nie dać się ponieść prądowi, temu tylko z pozoru najłatwiejszemu rozwiązaniu – ucieczce – którą proponuje świat.
Jezu, „naucz mnie dawać, a nie liczyć” i przyjmować Twoje Królestwo jak dziecko.
Rozwinięcie punktów do medytacji z dzisiaj. Mocne słowa… potrzebne… dziękuję za nie, będę do tego wracać. 🙂