Mdleć z tęsknoty
Zlitujcie się, przyjaciele, zlitujcie, gdyż Bóg mnie dotknął swą ręką. Hi 19, 21 – 27
Hiob to człowiek doświadczony przez życie. Bóg pozwolił, by został mu zabrany jego majątek, a także by zginęły jego dzieci. Żyje teraz w ubóstwie i upokorzeniu. Na dodatek jego przyjaciele, zamiast go wesprzeć, dręczą go. Hiob zostaje doprowadzony na skraj ubóstwa. W niejednym przypadku byłoby ono przyczyną do przeklinania swojego życia, do odwrócenia się od Boga, ludzi…
To ubóstwo materialne może być widziane i rozumiane jako pewien symbol braku, potrzeby, którą człowiek nosi w sobie. Hiob nie ma niczego. Pomyślałem o sobie. O różnych „bogactwach”, które posiadam, wiedzy, ideach, racjach, które chcę, by były respektowane. O przyjaciołach, wszelkim wsparciu jakie otrzymuję. Czy to źle, że to mam? Absolutnie nie! Lecz zastanowiło mnie jedno – Hiob w swojej trudnej sytuacji, na koniec mówi: „Wybawca mój żyje… To właśnie ja Go zobaczę… moje nerki (serce) już mdleją z tęsknoty”.
Głód i brak mogą powodować przeklinanie. Ale w Hiobie powodują tęsknotę za Bogiem. Porusza mnie to bardzo. W sercu próbowałem przyjrzeć się moim różnym tęsknotom. Jest w nim również tęsknota za Bogiem, taka głęboka, fundamentalna. Zapytałem tylko, czy to najważniejsza z moim tęsknot, najmocniejsza, wybijająca się na pierwsze miejsce… Z drugiej strony próbowałem popatrzeć na wszystkie moje głody, potrzeby, pragnienia… czy tak jak Hioba – prowadzą mnie one do tęsknoty za Bogiem, za Miłością, za Życiem? Czy może prowadzą do użalania się nad sobą, koncentracji na sobie, ucieczki w świat niemożliwych do spełnienia marzeń…
Lecz spotkałem dzisiaj drugi motyw – taką klamrę, które spina dziś moje serce i moją tęsknotę. W Ewangelii Jezus mówi dziś o innych uczniach, siedemdziesięciu dwóch, których posyła w te miejsca, do których sam przyjść zamierza (Łk 10, 1 – 12). Pan posyła uczniów w ubóstwie – mają iść bez niczego. Chociaż nie… ich jedyne zabezpieczenie, ich jedyne bogactwo – to, na czym mogą się oprzeć i w czym schronić – do Słowo Boga, w imię którego idą.
Wróciło mi tu ubóstwo Hioba, jego brak. Ci uczniowie też nie mają nic. Ale i tęsknota… bo zobaczyłem, że wysyłając swoich uczniów, Pan odpowiada na tęsknotę człowieka. W tych swoich uczniach On sam wychodzi naprzeciw naszemu najgłębszemu pragnieniu. On sam przyjść zamierza, ale tak tęskni, że posyła człowieka, który ma moje serce rozgrzać, ma rozpalić tęsknotę.
Tęsknota człowieka (Hiob), która pokrywa się z tęsknotą Boga. Poruszył mnie ten obraz i słowo. Ale ta tęsknota znajduje przestrzeń do wzrostu w ubóstwie i pokorze. Głód, który w nas jest może być zaspokojony tylko przez Boga. Tylko że ja nie zawsze potrafię wytrzymać mój głód. Czasem zapycham moje serce byle czym. Myślę, że całe życie będę chodził głodny, choćby lekko… a to po to, bym nigdy nie przestał tęsknić i pragnąć Boga, jako jedynego wypełnienia mojego głodu.
Taka jedna rzecz mnie zastanawia.
Dlaczego dopiero człowiek, uściślę bardziej, dlaczego ja, zwróciłam się do Boga dopiero wtedy gdy dosięgło mnie ubóstwo duchowe, fizyczne i psychiczne, na pewno nie takie jak Hioba ale kto wie czy gdybym w porę się nie opamiętała, też nie straciłabym wszystkiego co mam i co jest mi drogie. Czasami się zastanawiam czy Bóg celowo nie zadziałał tak, abym przez to co mnie spotkało, przez doświadczenie niemocy, zwątpienia, braku nadziei, zwróciła się o pomoc do Niego. Czy to nie jest tak, że człowiek doświadczony, nie widzący pomocy znikąd, dopiero wtedy uznaje Boga za jedynego swojego wybawcę. Dopiero wtedy gdy wszystkie ludzkie wysiłki zawodzą?
Coś w tym jest.
No tak,- Bóg być może znalazł taki właśnie sposób aby do mnie dotrzeć i abym otworzyła się na Niego i aby mnie przygarnąć do siebie, abym zatęskniła za Nim, bo daleko byłam od Niego.
Ale Hiob? Przecież zawsze był przy Panu?
Wiem, że tęsknota za Bogiem boli. Czasami jednak zastanawiam się czy ten brak , który odczuwam można jednoznacznie określić jako tęsknotę za Bogiem. Czy czasami to nie jest tęsknota za bezgraniczną miłością, ukojeniem, poczuciem bezpieczeństwa, ciepłem, dobrocią, przyjęciem, bezwarunkową akceptacją, spełnieniem, przynależnością, pokojem serca, światłem i ciepłem. Nie wiem jak to rozróżnić. Ale właśnie Bóg jest tym wszystkim. Jest miłością, więc chyba jest tym wszystkim. No tak, ale czy ja tęsknię za Nim samym czy za tym aby zaspokoił te moje pragnienia, głody i braki. Ile w tym koncentracji na tym aby mi było dobrze, a ile pragnienia samego Boga? Czy tęsknię z miłości za Nim czy dlatego że wiem że przy Nim będzie mi dobrze i będę szczęśliwa? Gubię się.
Pewna jestem jedynie tego, że Bóg za mną tęskni i to jest takie oczywiste. I tęskni nie za tym co ja mu mogę dać? Bo przecież ja nic nie mam, tęskni za mną bo mnie kocha. Tęskni za mną samą.
Obiecałam, że nic nie napiszę, ale…
Napisałeś Ojcze coś, co mnie kopnęło. Ewidentnie. 🙂
Piszesz: „Pan posyła uczniów w ubóstwie – mają iść bez niczego. Chociaż nie… ich jedyne zabezpieczenie, ich jedyne bogactwo – to, na czym mogą się oprzeć i w czym schronić – do Słowo Boga, w imię którego idą.”
Hmmm… chyba ostatnio to przeżywam. W portfelu niewiele pozostało. Lodówka prawie pusta – dobrze, że chleb kupiłyśmy. Żyję od tygodnia ze świetnymi współlokatorkami w akademiku. To, co nas łączy, to ubóstwo 😉 Studenckie. I duchowe. Z pewnością.
Pragniemy jedzenia, picia, ale i miłości. Tego ostatniego szczególnie. Co ciekawe – mówią, że to domena kobiet, przecież faceci mają być tacy „męscy” i nie rozczulać się. I jasne, że nie wolno absolutyzować tęsknoty, pragnienia, ale też nie ukrywać go.
Śmieję się z siebie, że to piszę. W końcu kto jak kto, ale ja o uczuciach mówić nie potrafię. Jednak jestem szczęśliwa, że czytam to, co czytam, że czytam tego bloga (choć mam zaległości). I w ogóle jestem szczęśliwa, że jestem…
Aha, wiesz co, wiesz czym mi, Ojcze, imponujesz? Tym, że się nie wstydzisz Swojej męskości – która pokazuje coś więcej niż brak uczuć. Bo – jak napisałam wcześniej – to baby powinny się rozczulać. Według świata i mediów. A dla Boga wszyscy jesteśmy takimi dzieciakami, takimi chłopcami, którzy chcą, by poklepać ich po ramieniu i dziewczynkami, które czekają, aż zaplecie się włosy. Choć to może brzmi nazbyt poetycko, szkoda 🙂
Dziękuję, że piszesz. Naprawdę.
I dzielisz się sobą.
Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale… to, co piszesz, pomaga mi bardziej niż te wszystkie rozmowy. I nie tylko dlatego, że wolę czytać niż mówić o swoich uczuciach, ale dlatego, że świadectwo życia pomaga mi bardziej niż wszelkie kazania, monologi, ba – przeprowadzone dialogi, które – bądź co bądź – często okazywały się farsą.
Napisałabym coś jeszcze, ale to może innym razem. 🙂
Pamiętam w modlitwie!