Od sługi do…
Słudzy nieużyteczni jesteśmy… Łk 17, 7 – 10
Na czym polega służenie? To wszystko, co wykonuje się dla innych. Sługa „nieużyteczny” to nie ten, który do niczego się nie nadaje. Bo po co taki? On ma właśnie służyć. Nieużyteczny oznacza, że nie korzysta z pożytków swojej pracy, po prostu służy za darmo. Nie jest kimś, kto na służeniu chce zarobić.
Choć o służbie wiele się mówi dziś, to jednak ze służeniem faktycznym jest różnie. Owszem, rozwijają się różne formy wolontariatu, pomocy innym, wspierania. Mam wrażenie, że jest w nas takie pragnienie, by wyjść ku drugiemu człowiekowi. Oczywiście nie zawsze i nie wszędzie. Z doświadczenia widzę, że kiedy nie za bardzo chcę pomóc samemu sobie (tak naprawdę pomóc, a nie tylko nakarmić „ego”), to trudno mi pomagać bliźniemu.
Służyć Bogu znaczy królować… tymczasem często chcę królować, panować (nawet nad wszystkim, co się dzieje we mnie i wokół mnie) bez służby. Ale tak się nie da. Przykład idzie z góry, od Boga. Jezus jest nazwany w księdze Izajasza najdoskonalszym Sługą Jahwe i poświęcone są mu cztery pieśni, bardzo piękne teksty. Kiedy chcę naprawdę służyć Bogu to mam nie kombinować, lecz po prostu naśladować Chrystusa. Prawdziwe służenie na tym właśnie polega – naśladowaniu Chrystusa.
Bóg jest pierwszy w służeniu mi. Jak to robi? Na sposób niewidzialny, działając w sakramentach, modlitwie, delikatnie poruszając moje serce i wypełniając mnie coraz bardziej miłością. Na tyle, na ile Mu pozwolę. A w sposób widzialny? Również mi służy, działając przez ludzi, których postawił na mojej drodze. Widzialne i dotykalne osoby, które są przedłużeniem działających rąk Boga. Kimś takim jestem również ja. Ale czy chcę? Czy zgadzam się służyć? Bo tylko w służbie jest królowanie – nie samodzielne, ale z Nim – jedynym i prawdziwym Bogiem.
Czy bycie sługą to wszystko? Nie. Mam wrażenie, że to etap, który nigdy się może nie skończy, dopóki żyję na tej ziemi, ale ma się przemieniać. Bo przecież Chrystus powiedział do swoich uczniów (a więc i do mnie): Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi… (J 15, 14 – 15). Mam stać się przyjacielem Jezusa. Moje chodzenie za Nim, służenie Jemu w moich braciach i siostrach ma sprawić, że będę Jego przyjacielem. A w tej przyjaźni będę stawał się coraz bardziej dzieckiem Bożym, Jego synem. Te wszystkie pojęcia: sługi – przyjaciela – syna Bożego nie wykluczają się, lecz uzupełniają i jedno prowadzi do drugiego.
Czy chcę być sługą? Czy na tym się przypadkiem nie zatrzymuję? Chodzi o to, że Jezus objawił mi wszystko i nie mam być sługą, który nie wie, co czyni jego Pan. Tylko czy chcę być przyjacielem, czy chcę być blisko…
działając przez ludzi, których postawił na mojej drodze.
„Pomóc „sobie, nie „nakarmić” swoje ego – no właśnie …
Przez całe życie myślałam, że pomagać należy przede wszystkim innym, ostatnio coraz bardziej widzę, że by pomagać innym najpierw muszę pomóc sobie (zadbać o moją wiarę, o poznanie, zbliżenie się do Pana Jezusa), wtedy pomoc będzie mniej moja a bardziej Boża.
Panie Jezu chcę być blisko Ciebie, umacniaj proszę moje „chcę”.