Gwałtownik dla królestwa
A od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je. Mt 11, 11 – 15
Jedną z ważniejszych postaci adwentowych jest Jan Chrzciciel, poprzedzający przychodzącego Chrystusa. Dziś sam Jezus o nim mówi. Poruszyło mnie to, co Pan mówi o gwałtowności i zdobywaniu królestwa niebieskiego. Zastanowiło mnie to, bo w pierwszym odruchu możnaby pomyśleć albo że to królestwo doznaje gwałtu czyli krzywdy od wielu ludzi, albo że zdobywają je ludzie gwałtowni, tzn. niepanujący nad swoimi impulsami i emocjami, zapaleni cholerycy i ludzie raptowni. A co z resztą ludzi? Czy flegmatycy się nie zbawią? Czy ludzie spokojni nie mają na to szans?
W zrozumieniu tego tekstu pomogło mi inne (wydaje mi się, że lepsze) tłumaczenie tego fragmentu: „panowanie Boga (=królestwo niebieskie) przemocą toruje sobie drogę, a ludzie czyniący przemoc zdobywają je”. Najpierw więc zobaczyłem, że panowanie Boga z mocą toruje sobie drogę w świecie i nic nie jest w stanie go powstrzymać. Jest ono dziełem Boga, który właśnie z mocą wchodzi na ten świat. A ta druga część zdania bardzo dobrze opisuje Jana Chrzciciela. I nie o jego twardy i bezkompromisowy charakter tutaj chodzi. Jan Chrzciciel, podobnie jak Jezus, miał jedną, cudowną cechę – był całkowicie pochłonięty i zafascynowany panowaniem Boga. Odkrył w swoim życiu, że tylko ci uzyskają udział w panowaniu Boga, w Jego królestwie, którzy odważą się zaryzykować wszystko w swoim życiu, postawią całkowicie na Niego. Tacy ludzie są w pewien sposób ludźmi „gwałtownymi” albo „jak czyniący przemoc” w stosunku do samych siebie. Jan przecież nie dba ani o swoją reputację, ani co sobie o nim pomyślą, ani jak stanie przed ludem. Zafascynowany Bogiem i Jego panowaniem głosi Go w taki sposób, że tłumy przychodzą nad Jordan, by się dać ochrzcić, wyznając przy tym swoje grzechy.
W tym widzę spełnienie się tego, o czym mówi pierwsze czytanie (Iz 41, 13 – 20). Pan przemienił Jana w młocarskie sanie, które kruszyły twarde i wyniosłe ludzkie serca. On rozradował się w Chrystusie i to On, przez chrzest i nawrócenie sprawiał, że w ludziach wytrysnęło źródło żywej wody, którą Bóg obiecał. To on swoimi słowami, jakże twardymi i mocnymi, zamieniał pustynię w pojezierze, ziemię jałową w żyzną. Stąd wszyscy w Janie widzieli posłańca Bożego i proroka, w nim widzieli rękę działającego pośród nich Boga.
Ta gwałtowność Jana mnie pociąga. Ta jego fascynacja panowaniem Boga, jego bezkompromisowość i podobanie się Bogu a nie ludziom. Widzieć we wszystkim działającego Boga i ogłaszać Go ludziom, wzywając ich do przemiany życia. A wszystko po to, by wszyscy zostali przemienieni, by wszyscy mogli mieć udział w królestwie Boga, w Jego panowaniu. Panie, spraw to we mnie, bo przecież Twoje panowanie nie jest „oto tu, lub oto tam” – Twoje panowanie, Twoje królestwo jest pośród nas i w nas! On jest już teraz!
Ojcze, a skąd to tlumaczenie, z jakiego wydania? Pozdrawiam!
Ostatnio bardzo mocno doskwiera mi moja gwałtowność. Z wielkim trudem przychodzi mi jej akceptacja, wciąż bezskutecznie usiłuję się z nią zmagać, wyplenić z mojego życia.
A w dzisiejszej liturgii słyszę, że właśnie gwałtownicy zdobywają Boże królestwo. I uśmiecham się do siebie, bo po raz kolejny Bóg działa „na przekór” mojemu skrzywionemu ludzkiemu spojrzeniu na siebie samą. Bo moja gwałtowność wcale dla Boga problemem nie jest. Ba! On mi mówi, że chce ją wykorzystać dla rozszerzania swojego królestwa na ziemi.
A ja… znowu jestem zadziwiona i zakłopotana tym jak ważna jestem w Jego oczach, jak wielkie rzeczy On dla mnie przygotował. Tylko ciągle muszę wracać do tego, że potrzeba mi się odważyć zaryzykować wszystko w swoim życiu i postawić CAŁKOWICIE na Niego. Że mam Mu pozwolić skruszyć moje wyniosłe serce i oddać je na służbę miłości Jemu.
Jezu, wiesz dobrze jak trudno mi przychodzi zaufanie Tobie. Ty sam najlepiej wiesz jaka jestem i w co uposażyłeś ze swojej wielkiej miłości moją słabą naturę. Przyjdź Panie Jezu i porwij moje serce, aby było gwałtowne (skoro taki właśnie mam charakter), ale zawsze dla Ciebie!
………którzy odważą się zaryzykować wszystko w swoim życiu, postawią całkowicie na Niego……… Tak to jest prawda, ale trzeba najpierw spotkać na swojej drodze Jezusa Chrystusa. Ja GO spotkałam i „gwałtownie ” zareagowałam w „ślepo” poszłam za NIM bez żadnej wiedzy ? nie znając Pisma Św. oraz podstawowych PRAWD WIARY. Dziś, jestem inną kobietą zafascynowana kontemplacją Pisma Św. i ciągle z czymś się zmagającą ? ….. ale to pozwala mi wzrastać w wierze a jednocześnie umniejszać się 🙂