Syn gromu i mistyk
Przywołał do siebie tych, których sam chciał… Mk 3, 13 – 19
To wszystko wydarzyło się naprawdę. Ale dzieje się też w moim sercu. Pan woła mnie po imieniu i zaprasza do relacji z sobą. Całego, pełnego.
A we mnie jest Szymon, na którym można się oprzeć jak na skale. Nosi też imię Piotr. We mnie są bracia: Jakub i Jan, którzy zostali nazwani synami gromu. Czasem gwałtowni, wybuchowi, działający impulsywnie. Jan to w ogóle jest ciekawy. Najpierw to by z chęcią ogień z nieba spuścił na tych, którzy nie chcieli ich przyjąć w Samarii. Ileś lat później pisał: „Bracia, miłujmy się wzajemnie, bo miłość jest z Boga”. Syn gromu, który stał się mistykiem. On też mieszka we mnie.
Mieszka też we mnie Szymon Gorliwy i jeśli on dochodzi do głosu, to naprawdę staję się gorliwy. No i jest też zakała – Judasz Iskariota, zdrajca, sprzedawczyk. Zresztą ten pierwszy, na którym można się oprzeć, potrafi również powiedzieć „nie znam tego człowieka”.
Każda z tych osób jest we mnie. I Jezus takiego mnie powołuje, takiego wybiera, choć wie, jaki jestem w środku. Zna mój bogaty świat uczuć, zna moje słabe miejsca, ryzykuje wiedząc, że mogę się zaprzeć lub zdradzić. A jednak nie boi się ryzyka. Może był zasmucony, kiedy uczniowie, zamiast rozpoznawać znaki, kłócą się o to, który z nich jest największy. Kiedy ich umysł jest otępiały i nie rozumieją. To wszystko dzieje się też we mnie, w moim sercu, moim życiu.
Jezus bardzo kocha swoich uczniów. A ja? Czy kocham samego siebie wiedząc, że jaki jestem i jakie „postacie” znajdują się we mnie? Czy kocham nie tylko moją wspaniałość, szlachetność, mądrość, roztropność i inne „osoby” – co wcale nie jest łatwe, ale także moją podłość, złośliwość, oporność, twardość karku, zdradę, obojętność, niechęć, głupotę…? Czy kocham siebie? Jezus wybiera mnie z tym wszystkim, co we mnie jest. Absolutnie wszystkim. I wszystko kocha, bo taka jest miłość. Ta prawdziwa. Jestem skomplikowany, albo mówiąc inaczej – bogato wyposażony. Czy kocham siebie?