Droga rozwoju
Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Łk 23, 35 – 43
Panowanie Boga w całej pełni odbywa się poprzez służbę. I nie może być inaczej. Taki pokazuje się Bóg na kartach Pisma Świętego. Krzyż jest konsekwencją tej postawy.
Właśnie, krzyż… To szczyt Bożego objawienia, szczyt Bożego panowania. Bóg powoli się odsłania, ale czyni to w sposób zaskakujący – poprzez coraz większe ukrywanie się. Gdy się czyta Pismo Święte od początku, można to zauważyć. Patrząc na historię Izraela, począwszy od uwolnienia z Egiptu, widać tam wiele cudów, z przejściem przez Morze Czerwone na czele. Na pustyni jest wiele cudów, ale z biegiem lat coraz mniej. Przejście przez Jordan – to już bardziej Arka Przymierza, którą na ramionach niosą kapłani. A potem… cudów jest coraz mniej, cudów spektakularnych. Owszem, kiedy przychodzi Jezus, to wydaje się, że cudów jest więcej. Ale czy ci, którzy byli najbardziej oświeceni, uwierzyli Jezusowi? Wręcz przeciwnie. Bóg ukrył się za tym, co zwyczajne, aż w pełni ukazuje się na krzyżu. Przecież to nie miejsce dla Boga! Pewnie dlatego tak nieliczni Go tam rozpoznali… Tam najbardziej pokazuje swoją chwałę, ale jakże bardzo ukrytą.
Tak według Boga wygląda „ewolucja”, czyli rozwój. Oto Bóg, który „schodzi” z nieba i wciela się, staje się człowiekiem. W ten sposób uniża się i pokazuje swoją pokorę. Potem całe życie Jezusa to pasmo trudu głoszenia panowania Boga, które realizuje się poprzez służbę. I to do tego stopnia, że Bóg służy człowiekowi umywając mu nogi, a potem umiera za niego jak złoczyńca. Bóg, który stał się nawet kimś niższym, niż człowiek, uniżony przed nim. Krzyż jest szczytem „ewolucji”, szczytem rozwoju ducha – według Boga. To nie droga, ku coraz większemu poszanowaniu, godności, zaszczytom, a w konsekwencji władzy. To droga aż na krzyż. Mam Go w tym naśladować. To jest też moja droga rozwoju duchowego – i jeśli jest inna, jest bezsprzecznie fałszywa.
Urzeka mnie dziś łotr, ten „lepszy”. On staje w prawdzie i robi swoiste wyznanie grzechów – mówi, że słusznie odbiera karę. Przyjmuje konsekwencje swoich czynów i przyznaje się do popełnionego zła. To pierwszy krok do tego, by miłosierdzie rozlało się w moim sercu. Drugi łotr chciał tylko „cudu” – jeśli jest Bogiem, to niech sprawi, by wszyscy zostali „cudownie” uratowani z tej kaźni. Łotr stający w prawdzie skądś zna Jezusa i wyznaje Jego niewinność. Ile razy ja Boga o coś obwiniam, szczególnie gdy mi źle, gdy sobie nie daję rady, gdy coś idzie nie po mojej myśli… Wyznanie łotra jest niesamowite: przyjmuje niewinnego Boga i wpuszcza Go w swoje winy, oddaje Mu je i samego siebie.
Gdy tak czynię, wtedy Bóg wprowadza mnie w swoje panowanie – On mi po prostu służy! Ogarnia mnie miłosierdziem i zaprasza do Królestwa, gdzie panuje tylko i wyłącznie Miłość! I to Miłość ukrzyżowana, miłość pokorna, uniżona, łagodna, miłosierna, wydana bez reszty… bo Miłość może być tylko taka. Bóg potrafi tylko tak panować.
I to Miłość ukrzyżowana, miłość pokorna, uniżona, łagodna, miłosierna, wydana bez reszty… bo Miłość może być tylko taka. Bóg potrafi tylko tak panować.