Smak wolności
Głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga… Mdr 13, 1 – 9
Głupota według Biblii to nie problem intelektu czy rozumu. To nieznajomość Boga i nieuznawanie Go. Po ludzku można być człowiekiem mądrym, szanowanym i pełnym autorytetu, lecz według Biblii można zostać nazwanym głupcem. Jeśli się to przyłoży do dzisiejszej Ewangelii (Łk 17, 26 – 37), to w postaciach Noego i Lota możemy dostrzec ludzi, którzy mieli z Bogiem relacje i potrafili odczytywać znaki czasu. Ta relacja prowadziła ich do posłuszeństwa Bogu, wbrew temu, co myśleli im współcześni. Bo pewnie ludzie pukali się w czoło widząc Noego budującego Arkę. I być może patrzyli zdziwieni, widząc uciekającego z Sodomy Lota, biorącego ze sobą cały dobytek. A jednak to nie oni byli mądrzy, lecz właśnie uciekający Lot i chroniący się w Arce Noe.
Moja głupota więc zaczyna się tam, gdzie nie jestem w stanie zobaczyć Boga. Obecnego i Działającego. Boga, który w jakiś sposób ukrywa się w tym, co stworzył. W tym ujawnia się cała Jego pokora, cichość i szacunek względem mnie. Nie narzuca mi się. Chroni moją wolność przed jakimkolwiek przymusem. Bo w miłości nie ma przymusu – jest radość przyjęcia i dawania. Jest wolność.
Moja głupota jest tam, gdzie wydaje mi się, że wszystko wiem. Gdzie zaczynam po swojemu meblować życie, bez żadnego odniesienia do Tego, który mnie uczynił, utkał w łonie matki. Głupota jest tam, gdzie zniechęcony przestaję szukać Boga. Skoro tak, to przestaję również znajdować. Można błądzić – jak to pisze dziś autor księgi Mądrości – ale szukanie już jest postawą godną pochwały i naśladowania. Bo kto szuka – znajduje. A kiedy już znajdzie, to zaczyna szukać dalej, bo Boga nie da się wyczerpać w naszym poznaniu.
Jezus mówi dziś bardzo tajemnicze słowa. Na pytanie uczniów o to, gdzie jest Królestwo Boże, gdzie się ono objawia – mówi, że gdzie jest padlina, tam zgromadzą się i sępy. Te „miłe” ptaki zlatują się do tego, co umarło. Czy Jezus chce powiedzieć, że Królestwo Boże pokazuje się tam, gdzie jest śmierć? Mocno zastanawiają mnie te słowa. I wzbudzają głębokie poruszenie. Bo to by znaczyło, że w moim kryzysie, w sytuacji, kiedy coś we mnie umiera – tam pojawia się panowanie Boga. Dokładnie jak za dni Noego, jak za dni Lota – jak wtedy, kiedy to, co stare i grzeszne musi we mnie umrzeć. Wtedy pojawia się Bóg i Jego królestwo. Wtedy życie nabiera innego smaku – smaku wolności i miłości.
Bo w miłości nie ma przymusu – jest radość przyjęcia i dawania. Jest wolność.