Leniwa dusza
Sługo zły i gnuśny! Mt 25, 14 – 30
Te słowa usłyszał sługa, który wprawdzie nie stracił pieniędzy pana, jednak ich nie pomnożył. Najpierw jednak warto sobie zdać sprawę, że ta przypowieść jest o pewnym człowieku, bogaczu, który swój majątek zdobył nie do końca uczciwie, wręcz niemoralnie. Wiem, że nie widać tego na pierwszy rzut oka. Naprowadził mnie na to pewien komentarz do tego tekstu. Bardzo mnie to zaintrygowało. I wydaje się, że tak również można ten tekst zinterpretować. A po czym to widać?
Ów bogacz daj swoim sługom tak naprawdę mnóstwo pieniędzy, gdzie przy rozliczaniu mówi, że „byłeś wierny w niewielu rzeczach”. To tak, jak dzisiejsi bankierzy mówią, dając wielkie kwoty – to drobiazg, to takie nic. Tylko że sługom czy niewolnikom nie dawało się takich wielkich sum. To, co ważniejsze – ów trzeci sługa wygarnia panu, że chce żąć tam, gdzie nie posiał i zbierać, gdzie nie rozsypał. Co to więc za człowiek? Kto zbiera coś, nad czym się nie natrudził? Spekulant, lichwiarz, kombinator. Nie napracował się, lecz zbiera olbrzymie procenty. Lecz jak pracują i jak zarabiają słudzy owego niemoralnego pana? Dość podobnie do niego, wszak od niego uczą się pracy. Na dodatek jak mogliby pomnożyć majątek o 100% w dość krótkim jednak czasie (jeden talent to olbrzymia kwota – równowartość 6000 drachm, a drachma to równowartość dniówki). Myślę, że podobnie jak ich pan – kombinowali i spekulowali.
A trzeci sługa? To bardzo ostrożny człowiek. Boi się ryzyka, boi się zaangażować. Więc nie puszcza pieniędzy w obieg. Nawet boi się założyć lokaty w banku, bo przecież i bank może upaść. Robi więc dziurę w ziemi i zakopuje pieniądze swego pana. To był ich ówczesny sejf. Nie stracił, ale też nic nie zyskał. Nie wysilił się, nie zaryzykował. Można by powiedzieć, że być może był „najuczciwszy” z nich wszystkich. Może…
Lecz to nie jest przypowieść o uczciwości. Jezus na przykładzie niemoralnego bogacza chce pokazać, na czym polega przychodzące królestwo Boże, czyli panowanie Boga. Otóż wymaga ono zaangażowania, wysiłku, pracy, ryzyka – wejścia całego w tę rzeczywistość. Jak ludzie niemoralni z całą mocą angażują się w swoje niemoralne interesy i pomnażanie bogactwa – tak ja, człowiek należący do Chrystusa, mam się zaangażować we własne życie wiary, w relację z bliźnimi, w ewangelizację, w rozszerzanie panowania Boga w świecie. Takich współpracowników chce mieć Bóg, dając każdemu odpowiednie środki – stosownie do moich zdolności. Te środki (talenty) nie są moje, lecz pana, więc mam się angażować nie w to, co moje, lecz w to, co Jego. Człowiek gnuśny i leniwy, który wydaje się w tym wszystkim „najuczciwszy” zostaje potępiony za brak reakcji, za wycofanie, za postawę obronną, za marazm i konformizm. Niby nic nie stracił, ale…
Ja też mogę poprzestać na coniedzielnej mszy, „wysłuchanej” mniej lub bardziej uważnie, na codziennej modlitwie i na tym, by „jakoś” to życie się toczyło, w miarę dobrze. Tylko czy to wystarczy? Czy Bóg pragnie mieć współpracowników, którzy są w stagnacji i niewiele robią dla własnego rozwoju, rozwoju bliźnich i świata? Tu nie chodzi o wielkie rzeczy, lecz wszystko ma być na miarę moich możliwości (czasem skromnych). Mam działać stosownie do swoich zdolności. Ale działać! Bo Duch Św. jako Osoba Trójcy Świętej jest Dynamizmem, Siłą, Ruchem, Działaniem. Wieje kędy chce i porusza, co chce. Czy się temu poddaję?
Ostatnio mnie zadziwia i zastanawia to, że model życia, o którym mówi Pan Jezus jest zupełnie inny niż ten, jaki pokazuje świat. To nie jest model dobrego człowieka, który najpierw myśli o innych, a o sobie najlepiej wcale, który jest zawsze uczciwy, prawdomówny, który po prostu jest jak z obrazka, bardzo przewidywalny, zaprogramowany do czynienia dobra (oczywiście nie mówię, że to jest złe). Roztropne panny z wczoraj nie chcą się podzielić z potrzebującymi, dzisiaj niemoralne interesy pana i jego sług, przychodzi tu na myśl też pochwała nieuczciwego rządcy. Chciałoby się powiedzieć: ciekawe, co będzie dalej. Na dziś rozumiem to tak: trzeba zaryzykować całkowicie, pozwolić Bogu się przemieniać według Jego zamysłu, nawet jeśli wyłączą z synagogi, a kto mnie zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu (por. J 16,2), czyli nawet jeśli inni ludzie (i ja sama) oczekują ode mnie czegoś innego, mając inny obraz dobrego chrześcijanina.
Pójście za Panem to nieustanny ruch. Niesamowite wydarzenia :))