Iluzje
Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko… Mt 5, 20 – 26
Dzisiejsze słowo chce mnie wyleczyć z iluzji. Najpierw – moja sprawiedliwość ma być większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów pod groźbą nie wejścia do królestwa niebieskiego. A wcześniej Jezus powiedział, że jeśli zniosę choćby najmniejsze z przykazań, to wejdę do królestwa, tylko na ostatnie miejsce. A przecież faryzeusze wszystkie przykazania przestrzegali… Iluzja, która nie widzi człowieka, lecz przepis prawa, która w imię prawa potrafi zniszczyć życie. Iluzja życia fasadowego, ukrytego za przepisem, maską poprawności i takiego „doskonałego”. Tyle, że doskonałość osiąga się nie przez przestrzeganie prawa, lecz przez przebywanie i relację z Doskonałym (jedynym Doskonałym).
Druga iluzja – religijność można oddzielić od człowieka. Otóż nie można. Wiara jest związana z człowiekiem i Jezus najpierw każe pojednać się z bratem, dopiero potem złożyć Bogu ofiarę. A może chodzi o to, że spotkanie z człowiekiem jest równocześnie spotkaniem z Bogiem, który w człowieku uczynił sobie mieszkanie? Czyż nie na tym polega Wcielenie? Bóg stał się człowiekiem i z człowiekiem się utożsamia. Tak bardzo, że cokolwiek uczynię jednemu z tych najmniejszych, uczynię Jemu… jaką mam więc relację z bliźnimi, taką będę miał religijność, modlitwę i wszystko, co związane jest z życiem duchowym.
Trzecia sprawa – kim jest owym przeciwnikiem, z którym mam się pojednać, dopóki jestem w drodze? Czy to ów bliźni, któremu mam przebaczyć? A może to sam Bóg? Jeśli staję się podobny do Niego przez przebaczanie, przez miłosierdzie, wtedy On jest moim sprzymierzeńcem i sam okazuje mi miłosierdzie w moich słabościach, sam mi przebacza, kiedy zawinię. Ale kiedy ja dla bliźniego staję się przeciwnikiem, nieprzejednanym, zamkniętym, to czyż Bóg nie stanie się dla mnie również przeciwnikiem? I to mającym moc wtrącić do więzienia…
Dopóki jestem w drodze, mam szansę się pojednać. Z Bogiem, drugim człowiekiem (ktokolwiek to jest), ze samym sobą, z życiem (tak trudnym). Ze wszystkimi…
A ja właśnie przeżyłam atak człowieka nasiąkniętego objawieniami, znękanego samotnością i rozpaczą, jednocześnie deklarującego wielką wiarę. A po Słowie, jakie mnie uspokoiło wnoszę, że są też i tacy ludzie, których mamy porzucić (Tt 3.10-11), choć nadal się za nich modlić.
Dopóki jestem w drodze, mam szansę się pojednać
Wczoraj wróciłam z Ziemi Świętej. Chwała Panu :))
Dopóki jestem w drodze mam szansę się pojednać…Czasem trudno jest przyjąć to, że właśnie w tym „trudnym” człowieku, którego najlepiej omijać szerokim łukiem jest Pan. Ale prawda ta potrafi uwolnić i przemienić moje serce względem jego jak i mnie samej. I to właśnie dzięki tym „trudnym” osobom można wzrastać i cóż trzeba za nie poprostu podziękować 🙂
Czasem sami dla siebie jestesmy takim bliźnim z ktorym mamy sie pojednać . pax