Te same dążenia
Niech was ożywia to dążenie, które było w Chrystusie Jezusie. Flp 2, 5 – 11
Mieć te same dążenia, te same uczucia i to samo myślenie, co Jezus. To by było coś. Może z wiekiem, a więc i dłuższym „stażem” życia z Bogiem tak właśnie powinno być. Tymczasem z wiekiem to chyba więcej widać słabości, niedomagań, oporów. Więcej widać przyzwyczajeń, które trudno zgubić (zamiast świeżości), wraz z nimi również kilogramów, które równie trudno zgubić…. Coraz mniej mobilności, mniej chęci zmian.
W Jezusie zaś dostrzegam coś odwrotnego. Kiedy się czyta Ewangelię, to tam widać, że im bliżej końca, tym Jezus bardziej idzie ku Jerozolimie, a więc ku miejscu, gdzie umrze. Któregoś razu to tak szybko ruszył w tamtym kierunku, że aż uczniowie się przestraszyli, może nawet byli przerażeni. Św. Paweł też o tym dziś pisze – stał się posłuszny aż do śmierci i to krzyżowej. Jezus wie, dokąd idzie i idzie tam chętnie.
Tak sobie myślę, że to wszystko sprawa miłości. To sprawa tego, czy chcę kochać i jak bardzo. I nie jest zbytnim usprawiedliwieniem, że przecież Jezus był Bogiem, a więc kochał pobożnie, czyli „po-bożemu”. Ja mam kochać tak, jak potrafię najlepiej. Ale czy chcę. To znaczy niby chcę, tylko w praktyce różnie wychodzi. Często jest tak, że chciałbym wielkich rzeczy, a rozbijam się o drobiazgi. Jak kochać, to na maksa. A czy potrafię i chcę kochać tak po trochu, ale codziennie? Czuję, że jak sobie wyznaczam za ambitny program, to wychodzi gorzej, niż było na początku. Bo do tej poprzeczki zazwyczaj nie doskakuję i tylko przeżywam frustrację, zamiast cieszyć się choćby z małych sukcesów. Perfekcjonizm to naprawdę straszna choroba…
Mieć te same uczucia, co Jezus. To samo myślenie i te same dążenia. Iść za Nim, naśladować Go. Niewątpliwie jest to droga spadania z piedestału mojego rozbuchanego ego. I jest to droga odkrywania coraz bardziej przepastnych i coraz ciemniejszych piwnic, które są w mym sercu. Chodząc po nich rozbijam sobie głowę, bo tam mocno ciemno. Ale równocześnie mam większy kontakt ze sobą. Boli, ale to jestem ja.
Panie, chcę, abyś tam wszedł wraz ze mną. Wpuszczam Cię tam, bo bez Ciebie sobie nieszczęsną głowę do reszty rozbiję. Ty wiesz najlepiej, czym smakuje ciemność, odrzucenie, cierpienie, niemoc. Ty wiesz, bo przez to przeszedłeś. Mam czasem wrażenie, że w pewien sposób przeżywam Twoje odczucia. Oby tylko do nich dołączyły dążenia, czyli obym nie zwiał. Bo jeśli Ty idziesz ze mną, to nawet najciemniejsza piwnica nie będzie mi straszna.
Mieć te same dążenia i iść tą drogą co Jezus nie jest łatwo, a samemu na pewno trudno. To takie schody, które prowadzą do góry, do nieba. Warto więc natrudzić się…To Miłość jest siłą napędową. Coraz częściej doświadczam, że gdy kocham i przebaczam to Pan jest blisko, wtedy drzwi mojego serca otwierają się i rozjaśniają się ciemności. Trzymaj nas Panie mocno za rękę i wyprowadzaj z każdej ciemności mocą Twojej Miłości…
Bo jeśli Ty idziesz ze mną, to nawet najciemniejsza piwnica nie będzie mi straszna
wiem Panie ,że tak JEST ale jak często o tym zapominam i ” chcę po swojemu” !