Czekanie
Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. Mt 24, 37 – 44
W świetle dzisiejszego słowa odczytuję Adwent jako czas dosyć bierny. Przecież zewsząd słyszę o oczekiwaniu na przyjście Pana. Na dodatek ma to być radosne oczekiwanie. Nie wiem, na czym miałaby polegać radość gospodarza oczekującego na złodzieja, który ma nadejść… może na tym, że złodziejem ostatecznie jest Pan? Jeśli tak, to czuwanie ma tylko jedno zadanie – nie wpuścić nikogo innego oprócz Złodzieja i na dodatek pokazać Mu wszystkie zakamarki domu, szczególnie to, co cenne, ukryte, wartościowe. Albo też cenne i wartościowe – inaczej. Czyli to, co przechowuję w ciemnych piwnicach, a czego sam nawet tknąć i ruszyć nie chcę.
Adwent jest biernością. Wszak to Pan jest Tym, który do mnie przychodzi, a nie ja do Niego. Mogę czekać jak matka oczekująca na dziecko. Nie jest w stanie nic zrobić, by ono przyszło wcześniej – trzeba doczekać swojego czasu i już. Owszem, na przyjście można się jakoś przygotować (zawsze będzie w tym zaskoczenie), ale i tak trzeba czekać… i tak trzeba wejść w swoistą i ciężką do wytrzymania bierność, nieruchliwość. Mogę tylko wyprostować ścieżki, wyrównać pagórki, zasypać dziury po których Pan przyjdzie, ale nic więcej… ani to nie przyspieszy przyjścia, ani w żaden sposób nie wpłynie na Przychodzącego. To wpłynie na mnie.
Czasem, kiedy wychodzę z tej bierności i chcę za wszelką cenę coś jednak „zrobić”, coś przyspieszyć… to przychodzi grzech. Po prostu robię coś, czego w tym momencie nie należy robić. Mam czekać, choć nie rozumiem. Mam czekać, choć ze zniecierpliwienia cały w środku chodzę (i nie tylko w środku). Przyszła mi jednak taka myśl – czy tenże grzech nie jest w gruncie rzeczy „wołaniem” o to, by Pan już przyszedł? Czy nie jest krzykiem rozpaczy, że Pan wydaje się ciągle daleki? Kiedy robię zło, którego nie chcę, a nie czynię dobra, którego chcę – czy to nie jest wołanie: Panie, już z tego czekania odchodzę od zmysłów i nie wiem, co robię…?
To nie gloryfikowanie grzechu. Ani zamazywanie dobra czy też zlewanie go ze złem. Moja ulubiona mistyczka, Juliana z Norwich napisała to dosadniej: „grzech jest konieczny, lecz wszystko będzie dobrze…” (Juliana z Norwich, Objawienia Bożej Miłości). A i Exsultet z Wigilii Paschalnej mówi o „szczęśliwej winie„. Ale nie to chciałem rozwinąć. Czy czekanie rozumiane jako bierność nie jest namawianiem do nic nie robienia? Nie! Lecz do wytrzymania napięcia…
dziękuję strzał w dziesiątkę 🙂 a szczególnie z tym grzechem, ma ojciec racje to jakby wołanie w rozpaczy: przyjdź już Panie bo dłużej czekać nie potrafię…