W twoim domu
Albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. Łk 19, 1 – 10
Historia Zacheusza to historia mojej modlitwy i mego życia. On tu jest wymieniany z imienia, a więc konkretny człowiek z konkretnym życiem. O tym życiu też wiem całkiem sporo. Jest celnikiem, a więc nienawidzony przez pobratymców, zbiera podatki dla okupanta, mam kontakt z nieczystymi pieniędzmi (bo mającymi podobiznę człowieka – cezara), na dodatek bogaty. Dorobił się tego pobierając większe podatki niż chciał okupant. Dla Żydów jest więc grzesznikiem, czego nie omieszkają mu wypowiedzieć. I był niskiego wzrostu. Sporo wiadomości jak na krótką historię.
Ma coś jeszcze w sobie – wielkie pragnienie zobaczenia Jezusa. Pomyślałem, czy we mnie jest podobne… I to nie od święta, lecz na codzień. Bo codziennie Jezus przechodzi przez moją codzienność, przez moje Jerycho, wchodzi z tłumem spraw do załatwienia, różnych głosów we mnie – niektóre pchają mnie w dobrą stronę, inne są pokusami, próbującymi mnie wykoleić. I codziennie Jezus wypowiada te same słowa: dziś muszę zatrzymać się w twoim domu! Przymus Boga, który chce się ze mną spotkać. Przede wszystkim to czas modlitwy, uprzywilejowany czas. Ale czy… tęsknię za tym? A może czasem uciekam? Zamiast wleźć na drzewo i szukać Jezusa pośród „tłumu” codzienności – może wolę w tym tłumie się zatopić i zniknąć? Bo to, że jestem człowiekiem niskiego wzrostu – wiem dobrze. Człowiekiem małym, małodusznym i małego serca. Widzę to szczególnie, kiedy wyłazi ze mnie egoizm, zapatrzenie w siebie i pycha, wszystko-wiedząca i wszędobylska.
Ale Jezus chce się koniecznie ze mną spotkać. W tym wszystkim uświadomiłem sobie jedną rzecz. Zacheusz zmienia swoje życie dopiero wtedy, kiedy Jezus przyszedł do jego domu. Być może ten proces zaczął się wcześniej, ale ukonkretnił się dopiero wtedy. Ja zbyt często nie wpuszczam Jezusa do domu mego serca, bo sobie mówię, że jest nieposprzątane, brudno, bałagan… znajduję tyle wymówek i wolę wtopić się w tłum. Ale obiecuję sobie, że jak posprzątam mój bałagan, jak będę mnie grzeszny i bardziej godny – to wtedy wpuszczę Jezusa, wtedy oprowadzę Go po moim królestwie…
Tymczasem to Jezus chce posprzątać mój bałagan. On chce wejść do mego domu i dopiero wtedy dokona się nawrócenie. Jak u Zacheusza. Nie odwrotnie! Tylko że trudno mi to czasem przyjąć, a dziś – po raz kolejny w życiu – mocno mnie to uderzyło. Bo Bóg nie brzydzi się mną, nie ma mnie w nienawiści. Więcej nawet – on przymyka oczy na moje grzechy, ale nie dlatego, że je lekceważy, lecz dlatego, że chce mojego nawrócenia. Bo On – jak mówi dzisiejsze pierwsze czytanie – jest miłośnikiem życia! (Mdr 11, 22 – 12, 2). Zbawia mnie nie wtedy, kiedy jestem doskonały i przeczysty. Zbawia mnie od mojej niedoskonałości i brudu – a wtedy jestem gotowy, by moje „bogactwa” podzielić na pół i rozdać potrzebującym, a skrzywdzonych przeze mnie wynagrodzić poczwórnie… dopiero wtedy, nie wcześnie.
dziś muszę zatrzymać się w twoim domu
„Ja zbyt często nie wpuszczam Jezusa do domu mego serca, bo sobie mówię, że jest nieposprzątane, brudno, bałagan… znajduję tyle wymówek i wolę wtopić się w tłum. Ale obiecuję sobie, że jak posprzątam mój bałagan, jak będę mnie grzeszny i bardziej godny – to wtedy wpuszczę Jezusa, wtedy oprowadzę Go po moim królestwie…” – mam tak samo. Dziękuję za te słowa. „Tymczasem to Jezus chce posprzątać mój bałagan.”
Więc można popatrzeć na modlitwę poranną, jako na wspinanie się na sykomorę 🙂
Trzeba trochę podbiec do przodu, wyprzedzić dzień, popatrzeć na niego niejako z góry… żeby usłyszeć: „dziś trzeba Mi zatrzymać się w twoim domu”.
I medytacji do konkretów codzienności już z Jezusem.