Gorączka

On, stanąwszy nad nią, rozkazał gorączce, i opuściła ją. Łk 4, 38 – 44

Stanął nad nią – nad teściową, ale również nad gorączką. Bo Jezus panuje nad moją gorączką, nad tym wszystkim, co się we mnie zaczyna „gotować”. Panuje nad tym, nad czym ja nie potrafię zapanować. Gorączka pokazuje stan zapalny, miejsce, które zostało zaatakowane przez coś obcego. Mogą tam być wirusy, bakterie czy inne żyjątka, które postanowiły urządzić sobie wielką imprezę. Taka gorączka może trawić też moją duszę. Moje grzechy, słabości, wady, nieuporządkowania mogą się we mnie tak rozpanoszyć, że dusza będzie „jak w gorączce”. Obym tylko pozwalał Jezusowi stawać nad tym. Obym pozwalał Mu dotykać bolących mnie miejsc i uśmierzać wszelkie stany zapalne.

Gorączka z drugiej strony pokazuje coś pozytywnego – że organizm walczy, że się broni, że nie zamierza się poddawać temu atakowi. Nawet, gdy wypływa on z mojego zaniedbania. Wielokrotnie doświadczam gorączki we mnie i tego, że ona czasem trwa jakiś czas. Nie jest to sytuacja komfortowa. Ale doświadczam również tego, że przychodzi Pan i przynosi pokój. Pozwala mi usługiwać moim siostrom i braciom, a przez to także Jemu samemu.

zachod_sloncaPrzychodzi zachód słońca i ludzie przynoszą do Jezusa chorych, cierpiących i opętanych. Już kiedyś o tym wspominałem, że wieczór to trudny czas dla mnie. Przygniata mnie wtedy zmęczenie całym dniem, wyłażą ze mnie różne stresy i napięcia – jak te demony, które Jezus gromi. Niestety, nie zawsze udaje mi się stanąć z tym wszystkim przed Jezusem. Czasem próbuję sobie sam poradzić, albo zwyczajnie „przeczekać”. Tylko to do niczego nie prowadzi, bo sam sobie nie jestem w stanie dać oddechu. Sam nie jestem w stanie zdjąć z siebie tego ciężaru. To może uczynić tylko On.

A kiedy to czyni, kiedy udaje mi się oddać Mu wszystko, co mnie boli, co chore, co w gorączce, a nawet co „opętane” – wtedy czuję głęboki pokój i chciałbym by ten stan trwał zawsze. Jestem jak tłum, który rankiem szuka Jezusa i chce, by odtąd wszystko było tak jak On uczynił. Ale to niemożliwe, gdyż wtedy groziłaby mi stagnacja i bierność w życiu duchowym. Jezus chce iść także do innych części mojej duszy, które również potrzebują Jego Słowa z mocą i Jego leczącego dotyku. Nie mogę zatrzymywać się tylko na tym, co teraz dostałem. Bóg chce mnie mieć całego. A On uzdrawia mnie etapami – jestem jak Palestyna, którą Jezus przemierza i codziennie jest gdzie indziej. Codziennie spotyka się z innymi ludźmi, załatwia inne sprawy, naucza, pociesza, uzdrawia, wskrzesza, napomina, przepędza, a nawet gniewa się, złości, wyzywa. Lecz to wszystko dla dobra, dla zbawienia ludzi. To samo Jezus czyni w mojej duszy, kiedy widzi, że „stary człowiek” zwany inaczej faryzeuszem albo perfekcjonistą (ja go tak nazywam) rozpanoszył się we mnie i nie zamierza oddać steru życia Panu. Codziennie więc wędruje Jezus we mnie i dotyka innych spraw, innych ciemności i wad, innych części mnie – a to wszystko, by stał się w pełni tym, Kim Bóg pragnie mnie mieć, by kochał coraz pełniej i bym przylgnął do Niego z całego serca, z całej duszy, całym umysłem i ze wszystkich sił.

1 Comment

  1. szoga
    4 wrz, 2013

    „Oddać” to nie jest takie proste, bo nie mogę oddać czegoś, czego nie widzę. Powili uczę się znajdować czas, by widzieć, prosić, by zobaczyć swoje slabości, grzechy, rany i to mnie uczy współpracy. Jak widzę to już jest połowa drogi, bo wiem co z tym robić.
    Panie Jezu dziękuję, że Jesteś …

Submit a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *