Wygoda czy rozwój?
Człowiek ten nie szuka przecież pomyślności dla tego ludu, lecz nieszczęścia! Jr 38, 4 – 10
Dzisiejsze teksty mocno obnażają moje pragnienie, które dość często się włącza, by wszystko szło w życiu gładko. Każdy pragnie, żeby nie było cierpienia, trudów, mozołu, oporu (czy to ludzi, czy materii), przeciwności. Wystarczy przecież posłuchać życzeń, jakie składamy sobie przy różnych okazjach. Na pierwszym miejscu prawie zawsze jest zdrowie, potem pomyślność, bogactwo, szczęście. I to nam się przytrafia. Ale o drugiej stronie medalu nikt nie mówi.
Jeremiasz jest wrzucony do cysterny dlatego, że nie mówi tego, co inni chcą usłyszeć. Jako prorok miał zapowiadać pomyślność i zwycięstwo, a zapowiada coś przeciwnego. I jeśli fakty temu przeczą… tym gorzej dla faktów. Więc Jeremiasz ląduje w błocie. A Jezus? Syn Boży, potomek Dawida, miał uzyskać jego tron, a tymczasem kończy na krzyżu cierpiąc (Hbr 12, 1 – 4). W Ewangelii ten sam Jezus nie mówi o pokoju, lecz rozłamie (Łk 12, 49 – 53). Bo nie może być pokoju tam, gdzie zło walczy z dobrem. Pokój przychodzi dopiero wtedy, kiedy jest rozłam właśnie – dobra ze złem. Bo kiedy się je miesza, dobro zawsze przegrywa.
Uświadomiłem sobie, jak często pragnę „świętego spokoju”. Jak często szukam owej pomyślności i szczęścia i powodzenia we wszystkim. Czy proszenie o to jest czymś złym? Oczywiście, że nie. Tylko że życie bez cierpienia jest niemożliwe i nie rozwija mnie, nie prowadzi do mojego dobra. Nie chodzi tu o jakieś cierpiętnictwo. Tu chodzi o pewien dyskomfort, który przynosi życie. Ja nie mam szukać cierpienia, ale mam je przyjąć, kiedy przychodzi. Czy chodzenie do szkoły i uczenie się różnych rzeczy, szczególnie takich, które być może nigdy mi się nie przydadzą w praktyce, nie jest dyskomfortem? Jako dziecko wiele razy zamiast do szkoły poszedłbym na boisko. Dla mnie było cierpieniem pójście do szkoły, nie zawsze chętnie siadałem do odrabiania lekcji, uczenia się na pamięć. Ale czy nie było to dla mojego dobra? Czy bez szkoły byłbym dzisiaj tym, kim jestem?
Takich dyskomfortów można by mnożyć w nieskończoność. Życie je nam przynosi. Mogę przeciwko temu cierpieniu się buntować, wierzgać i szamotać. Tylko że to nic nie da. Natomiast jeśli naprawdę zależy mi na rozwoju mego życia, na prawdziwym dobru – to każdą niewygodną sytuację, każdy życiowy dyskomfort, każde cierpienie, chorobę czy przeciwności, spróbuję wykorzystać dla dobra mojego i bliźnich. Przed chorobą czy śmiercią uciekamy jak przed ogniem. A tymczasem to również jest dobro, które nas spotyka. Te najtrudniejsze wydarzenia z naszego życia pozwalają nam złapać odpowiedni dystans do samych siebie, pomagają odpowiednio ustawić hierarchię wartości, pomagają zobaczyć, że to, za czym tak gonimy jest często mrzonką i śmieciami. Śmierć jest bramą, przed którą przechodzimy do nowego życia, choć bramą, której tak panicznie się boimy. Bardzo mocno tego doświadczyłem pracując w hospicjum. A dlaczego nie prosić dla człowieka o dobrą śmierć, o odważne przejście do domu Ojca? Bardzo rzadko się słyszy takie prośby.
Boję się cierpieć, boję się przeciwności losu, uciekam przed trudem, wycofuję się… Ale to oznacza, że równocześnie uciekam przed okazją do dobra, przed moim rozwojem, przed zrobieniem krok dalej. Czasem się budzę z tym przeświadczeniem, że życie nie może być tylko fajną zabawą – tak, jak przedstawiają to dziś media. Cierpienie, niemoc, starość, niepełnosprawność, trud, przeciwności losu są przedstawiane jako niepożądane, przeszkadzające, złe… Lecz to wszystko składa się na nasze ludzkie życie i potrzebuje być przyjęte jako szansa na rozwój i dobro.
Czego szukam? Czy życia wygodnego i przyjemnego, bez cierpienia i wszelkiego dyskomfortu? Czy prawdziwego rozwoju i dobra, które płynie do mnie także (a może przede wszystkim) ze zmierzenia się z trudem, cierpieniem i klęską? Ucieczka zawsze zatrzyma mnie w miejscu i sprawi, że przestanę się rozwijać, przestanę wzrastać by stawać się tym, kim chce mnie mieć Bóg.
Boję się cierpienia.Nigdy dotąd nie zastanawiałam się,że cierpienie prowadzi do dobra.Szybko przeanalizowałam swoje cierpienia i zobaczyłam,że one mnie bardzo rozwinęły zarówno w aspekcie wiary,jak i w życiu.Konkluzja – moje cierpienia zawsze kończyły się dobrem,spokojem i radością serca i przebaczeniem ludziom,którym wydawało mi się nie jestem w stanie przebaczyć.
Dziękuję za tę interpretację dzisiejszego czytania o Jeremiaszu i Ewangelii na dzisiaj.
Dzisiaj najbardziej zastanowiły mnie te słowa, w których Jezus zapowiada, że nie przyniósł na ziemię pokoju. A brak pokoju to nie tylko rozłam, to również wojna, walka. Walka która toczy się we mnie i jest bolesnym doświadczeniem, na które nie zawsze pozwalam… Dziękuję za to rozważanie 🙂