Swobodnie chodzić
Nie mogę swobodnie chodzić. Pwt 31, 1 – 8
Zatrzymały mnie dziś te słowa Mojżesza. Zobaczyłem w nich nie tylko wędrówkę narodu wybranego, ale przede wszystkim moją drogę duchową. Zobaczyłem to wszystko, co we mnie nie może już „chodzić”, a co do niedawna może było jeszcze całkiem sprawne. Uświadomiłem sobie, że są we mnie takie przestrzenie, które działają przez jakiś czas, służą do konkretnego celu, a potem… potrzebna jest zmiana. Podobnie jak potrzebna jest wymiana między pokoleniami: Mojżesza musi zastąpić Jozue.
Nieustanny rozwój, jaki dokonuje się w człowieku, wymaga ciągłego ruchu i zmiany. Mojżesz był potrzebny na okres wyjścia z Egiptu, na czas zorganizowania przemarszu przez pustynię i ustanowienia prawa. Mojżesz kojarzy mi się z dwoma, może trzema słowami: wolność, Prawo, moc Boga. Lecz teraz on już nie może chodzić. Czas na Jozuego. Czas na nowy porządek. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to jego życie duchowe zrobi się skostniałe. Przychodzi czas, kiedy trzeba zmienić i sposób modlitwy i podejście do sakramentów, relację z bliźnimi, podejście do samego siebie. Bez tego może się zdarzyć, że dorośli ludzie ciągle chodzą w „pierwszokomunijnych ubrankach” – mówiąc inaczej – zatrzymali się w rozwoju duchowym.
Każda zmiana jest trudna i doświadczyłem nie raz, że się przed nią bronię. Trudno porzucić stare przyzwyczajenia. Ale Mojżesz był dobry na czas uwolnienia z Egiptu i na czas pustyni. Niekoniecznie sprawdzi się podczas wchodzenia do ziemi obiecanej. Tam potrzebny jest ktoś inny. Kiedy dojrzewam, potrzebuję coś zmienić w swoim życiu. I nie chodzi tu tylko o zmianę zewnętrzną. Bo to żadna zmiana, to raczej kosmetyka. A te zmiany wewnętrzne są trudne i bolesne – i takie mają być.
Nie jestem w tym jednak sam. Mojżesz, oddając pola Jozuemu zapewnia jego samego i cały lud, że to Bóg przejdzie przed nimi. To On, mój Pan i Zbawiciel wytępi przede mną moich wrogów – grzech, wady, słabości. O ile pozwolę Mu iść przede mną. O ile dam w swoim sercu zgodę na to wszystko, tzn. pozwolę umrzeć mojej woli, by spełniała się w moim życiu Jego wola. Chyba że dalej chcę się błąkać po pustyni.
Bóg sam mnie stale zapewnia, że On idzie ze mną, że mnie nie opuści i nie porzuci. Choćby nie wiadomo co się działo. Mam być mężny i mocny, mam być konsekwentny w swoich wyborach i postanowieniach – by pójść za Nim dokądkolwiek mnie poprowadzi. Nie lękaj się i nie drżyj – mówi mi dziś Pan i wierzę Jego słowu. Bo zmiany są trudne i bolesne. Lecz moje swobodne chodzenie uzależnione jest tylko od tego jednego – oddania Bogu steru mojego życia i pozwolenia, by to On wytępił moich wrogów i wprowadził mnie do ziemi obiecanej. Nie ma innej drogi!