Zostać samemu
Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo… J 12, 24 – 26
Wielu ludzi szuka rozwoju osobistego. Na różnych polach: materialnym, fizycznym, psychicznym, duchowym. Firmy zatrudniają coachów i w ten sposób inwestując w pracowników, zwiększają zyski firmy. Modne dzisiaj kluby fitness, różnego rodzaju pomoc terapeutyczna, aż po kwestie duchowe, typu medytacje, ćwiczenia relaksacyjne., itp. Rozwój jest wpisany w naturę człowieka i dlatego podejmuje on te wszystkie działania. Chcemy być lepsi, chcemy być wydajniejsi i bardziej radośni. To zrozumiałe.
Jezus daje mi dzisiaj bardzo trudną lekcję tego, co znaczy rozwój. Mówi o śmierci. Nie ma rozwoju bez śmierci. Jeśli rozwój dla świata to pójście ku czemuś lepszemu, wygodniejszemu, efektywniejszemu, to dla Boga oznacza on pójście ku śmierci. Gdyby popatrzeć na to, co wyżej napisałem, to wszystko się zgadza. Bo przecież wszelki rozwój wymaga wysiłku, zaangażowania czasu, środków – wymaga pewnych wyrzeczeń i ofiar. Znalazłem tylko jedną różnicę między rozwojem osobistym proponowanym przez świat, a tym, o którym mówi Jezus. Jaki jest cel rozwoju osobistego? Do czego on ma mnie doprowadzić? Czym jest ta śmierć i do czego ostatecznie prowadzi?
Mam umrzeć samemu sobie, by żyć dla innych. Moim celem jest stawać się lepszym dla innych, nie dla samego siebie. Tu nie chodzi o moje tylko szczęście, wygodę czy przyjemność. Tu chodzi o bliźniego. Inaczej zostanę sam. Co z tego, że będę się rozwijał, co z tego, że będę się coraz lepiej czuł i smakował życia. Bo celem rozwoju jest miłość, a miłość jest zawsze relacją, jest skierowana ku drugiemu. Mogę się rozwijać we wszystkich aspektach mego życia i jednocześnie jak kolaps – zapadać w sobie. Moje życie straci wtedy sens i kierunek. Zacznę się kręcić wokół siebie. Ziarno pszenicy, jeśli nie umrze dla siebie, zostanie tylko samo. A być samemu, bez relacji, bez miłości, zapatrzony w samego siebie – brzmi prawie jak definicja piekła na ziemi. Piekła, z którego wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy.
Powraca do mnie czasem pytanie o to, co jeszcze ma we mnie umrzeć, by zyskali na tym moi bliźni. Jak mam wejść w śmierć, by wydać plon, z którego inni będą mogli korzystać. Chcę pozwolić zmielić się na mąkę, z której będzie chleb. Chleb, z którego każdy będzie mógł oderwać kawałek. Wtedy moje życie będzie miało sens.
Panie, chcę oddać Ci wszystko. Chcę umrzeć. Tylko wtedy nie zostanę sam…
Dziękuję za dzisiejsze wyjaśnienie Ewangelii.To do mnie przemawia i widzę w tym logikę.Tę Ewangelię tłumaczyłam sobie zupełnie inaczejTzn,muszę umrzeć,żeby przejść na drugą stronę.Na ziemi jestem ziarnem,a po drugiej stronie plonem,który powstał z tego ziarna.Często zadawałam sobie pytanie,jak będę wyglądała po tamtej stronie i ta Ewangelia mówiła mi :inaczej ,bo jeżeli ziarno wzejdzie ,to nie jest już zianem tylko roślina.