Błogosławił, łamał i rozdawał
Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? J 13, 1 – 15
Eucharystia jest darem, prezentem. Darem, bo Bóg jest Tym, który nam daje, i prezentem, bo daje siebie, bo w tym darze On sam jest obecny.
Poruszyły mnie na modlitwie mocno te słowa, które wypowiadam podczas każdej Eucharystii, a które wypowiedział Jezus w wieczerniku: Wziął chleb i dzięki składając błogosławił, łamał i dawał swoim uczniom, mówiąc: Bierzcie i jedzcie… Jezus bierze chleb, błogosławi go, łamie i rozdaje uczniom. A potem mówi im: bierzcie… Ilu ludzi chce brać? Ilu ludzi chce wziąć i się karmić… Niby sporo ludzi w naszym kraju chodzi do kościoła i korzysta co niedzielę z Eucharystii, ale na ile świadomie?
Bo przyjąć Boga, który siebie daje oznacza pozwolić Mu siebie przemienić. W jaki sposób? Mam stać się dla bliźnich tym, czym się karmię, tzn. Eucharystią. Mam stać się chlebem, który Jezus weźmie w swoje ręce, pobłogosławi, połamie i rozda innym. I chyba tu zaczyna się kłopot. Bo chcę, by Jezus wziął mnie w ręce, by wziął moje życie. Chcę, by mnie pobłogosławił – nie raz i nie dwa, lecz by stale mnie błogosławił. Ale czy chcę, by mnie połamał? Czy naprawdę chcę, by mnie podzielił na drobne kawałeczki? Przecież to boli! Przecież to nie jest przyjemne! Przecież wtedy jakby nie należę już do siebie… Podzielić na drobne kawałki, by z najmniejszych części mnie wydobyć dobro, którym będzie mógł nakarmić głodnych. Połamał i rozdał… czy pozwalam, by Bóg rozdawał mnie innym? Czy pozwalam, by korzystali z mojego życia, miłości, zdolności, uśmiechów, dobra, radości, czasu, zmęczenia, troski… z wszystkiego!?
Jeśli zatrzymam się tylko na tym, by Chrystus mnie wziął i pobłogosławił, ale nie pozwalam Mu, by mnie połamał i rozdał – wtedy mało we mnie Eucharystii. Być może nie rozumiem wtedy do końca, o co w niej chodzi i jaką wspólnotę wierzących chce mieć Bóg.
A umycie nóg uczniom? O to samo w tym geście chodzi, tylko powiedziane innymi słowami. Znów… najpierw chodzi o to, by przyjąć to, iż to Bóg mi daje siebie, to On pierwszy mi myje nogi! Czy mu na to pozwalam? Pamiętam, jak podczas moich ostatnich rekolekcji odkryłem, że niekoniecznie chcę, by mi to robił. Bałem się i nie chciałem, by Jezus dotykał moich nóg. Przecież one chodzą po ziemi, brudzą są, czasem są nawet mocno zabłocone… nie pozwalałem, by Bóg dotykał moich trudnych spraw, brudnych miejsc w sercu, mojej ciemności, wstydu, żalu, gniewu, rozczarowań… Bałem się wejść z Nim w tak intymną relację.
Kiedy już pozwolę Bogu umyć sobie nogi, potrzebuję naśladować Go w tym, myjąc nogi moim siostrom i braciom. Cudowny przykład tego daje mi papież Franciszek. Jest w tym taki naturalny, jest tak bardzo sobą. Odkryłem, że mam umywać innym nogi, mam im służyć, mam być dobry, wrażliwy (żeby znów przytoczyć słowa papieża Franciszka) i okazywać w ten sposób miłość nawet, gdy jak Piotr nie będą tego rozumieć. Bo widzę, że czasem bym chciał, by ludzie przyjęli moje starania, moją służbę, by ją docenili, pochwalili… A co, jeśli tego nie zrobią? Obrażę się na nich? Mam służyć, nie oczekując niczego, bym kiedyś nie usłyszał: zaprawdę powiadam ci, odebrałeś już swoją nagrodę…
Ojcze! Chcę, byś najpierw mnie nakarmił pokarmem z nieba – Jezusem Chrystusem. Chcę przyjąć Twój dar i pozwolić, byś umył moje nogi, byś dotknął mego brudu i ciemności. A potem… chcę Cię w tym naśladować. Chcę służyć moim siostrom i braciom umywając im nogi, dotykać ich zranień i leczyć je. Chcę, byś brał mnie na ręce jak chleb, byś mnie błogosławił, łamał i rozdawał innym. I dziękuję Ci, że przyjąłeś mnie do siebie i uzdolniłeś do sprawowania Eucharystii i czynienia tego wszystkiego!
Te słowa o Eucharystii, o łamaniu i rozdawaniu… znowu tak bardzo na czasie i wskazują drogę – dziękuję!
Niech Jezus błogosławi Ojca i Ojca kapłańskie ręce Które podają nam Ciało i Krew Jezusa Chrystusa.