Przywrócić jedność
Tego jednak nie powiedział sam od siebie, ale (…) w owym roku wypowiedział proroctwo, że Jezus miał umrzeć za naród, a nie tylko za naród, ale także, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. J 11, 45 – 57
Można powiedzieć, że tematem przewodnim dzisiaj jest jedność. Najpierw u Ezechiela Bóg mówi o zgromadzeniu w jedno ludu izraelskiego, który nie tylko, że jest rozproszony pośród innych narodów, to na dodatek jest podzielony na dwa królestwa (Ez 37, 21 – 28). Te podziały, o których mówi prorok, bardzo mnie zastanowiły.
Z jednej strony odsyłają do wszelkich podziałów, jakie są między ludźmi, począwszy od tych w rodzinach, krewnych, sąsiadach, czyli ludzi nam najbliższych. Ale mnie zawsze przy takiej okazji dotyka to wszystko, co we mnie samym jest rozdwojone i te wszystkie miejsca w moim sercu, w których z samym sobą nie potrafię dojść do porozumienia. Szczególnie widzę moje dobre i wielkie pragnienia, które chcę realizować, z drugiej strony zaś starego człowieka, leniwego i grzesznego, który jest bardzo skoncentrowany na sobie i nie ma żadnego zamiaru się zmieniać.
To rozdwojenie we mnie czasem bardzo mnie boli, czasem zaś go mało dostrzegam. Ale ono jest. Bolą mnie te wszystkie sytuacje, kiedy – niepojednany ze sobą – robię coś, co jest wbrew mnie, przestaję być sobą i robię coś, by się przypodobać, albo w ewidentnych sytuacjach nie reaguję, „żeby komuś nie było przykro”. Czuję, że zdradzam wtedy siebie i to, co we mnie jest najlepsze, najpiękniejsze, najdroższe. Tracę wtedy wolność, staję się trochę „mniejszym” człowiekiem. Przynajmniej takie mam poczucie.
I ten fragment z Ewangelii mówiący, iż to Jezus ma umrzeć właśnie po to, by to, co rozproszone, zgromadzić w jedno. Jego męka i śmierć są po to, by ludzie na powrót się zjednoczyli w wyznawaniu tej samej wiary, by przyjęli miłość jednego Ojca i uradowali się sobą nawzajem. Ale Jego przelana krew scala mnie również wewnętrznie, daje mi pojednanie nie tylko z Ojcem i moimi bliźnimi, ale także ze sobą samym. Bo grzech, który ciągle próbuje nade mną panować wmawia mi, że jestem podły, do niczego, słaby, niedoskonały, nie warty miłości, itd. A tymczasem krew Jezusa, Jego męka i śmierć mówią mi jedno: w oczach Boga jestem tak wartościowy, że On chce za mnie umrzeć. Jestem tak bardzo przez Niego kochany, że On chce oddać swoje życie za mnie.
Dla mnie ta miłość jest porażająca. Niemożliwa do ogarnięcia rozumem. To szaleństwo w czystej postaci. On kocha mnie takiego, jakim jestem, z tym właśnie co we mnie ciemne, słabe, leniwe, grzeszne… Kocha i przez to niszczy we mnie starego człowieka. Przez to, co czyni przywraca prawdziwą i głęboką relację z Ojcem, bliźnim i samym sobą. Bądź uwielbiony, mój Panie i Zbawicielu!
Kocha i przez to niszczy we mnie starego człowieka.
Wiem o tym ale ile we mnie buntu, wewnętrznego rozdwojenia. Panie Tobie to wszystko oddaję. Ulecz to co ” mnie rozdwaja” :))