Stary, leniwy człowiek
Zasądźmy go na śmierć haniebną, bo, jak mówił, będzie ocalony. Mdr 2, 12 – 22
Jezus był prześladowany przez swoich. Próbowali Go na różne sposoby, niedowierzając Jego intencjom, podważając Jego cuda i ciągle oczekując na nowe znaki. Atakowali Go ze wszystkich stron, ponieważ to, co mówił, było niewygodne, uderzało w fundamenty ich wygodnego życia, także życia religijnego. Przecież wszystko było już poukładane, więc dlaczego ten Nauczyciel z Nazaretu miałby im to wszystko popsuć.
Tak właśnie brzmi ten „dialog” bezbożnych z księgi Mądrości. Każdy z nas może doświadczyć takiego lub podobnego prześladowania czy próbowania. Te słowa jednak poprowadziły mnie do mojego serca, gdzie odkryłem, iż ten dialog odbywa się wewnątrz mnie. Są we mnie duże pokłady dobra. Są wielkie pragnienia by być człowiekiem prawym, bezkompromisowym, sprawiedliwym, łagodnym, cierpliwym, pełnym życzliwości i oddania wobec bliźnich, a przede wszystkim całkowicie oddanym Bogu i Panu mojemu.
Ale stary człowiek we mnie nie daje za wygraną. To on właśnie prowadzi we mnie ów dialog „zróbmy zasadzkę na jego sprawiedliwość, bo nam niewygodny…”. Stary, leniwy człowiek we mnie stawia opór wszelkim zmianom, próbuje je zablokować i wynajduje tysiące argumentów, bym się nie ruszył z miejsca, bym nie dojrzewał ani duchowo, ani psychicznie, ani emocjonalnie… Bo przecież jest dobrze, jak jest. Jakieś tam ofiary składam, wobec bliźnich (niektórych) jestem w porządku, życzliwy i dobry. Z Bogiem też jakoś staram się żyć. Czegóż mi więcej trzeba? Po co się bardziej wysilać?
Zły duch niczego tak bardzo nie pragnie dla mnie, bym stał się człowiekiem letnim, byle jakim, pełnym marazmu i nie zaangażowanym. Jemu wcale nie chodzi, bym stał się złodziejem, bandytą czy mordercą. Na pokusy szyte tak grubymi nićmi na pewno się nie nabiorę. Ale na to, by osłabić modlitwę, by się nie starać o jedność i pokój z bliźnimi, by moje ambicje były na wierzchu a nie dobro ludzi, itd. – na tym mu bardzo zależy. I nie tylko złemu duchowi, ale też staremu człowiekowi we mnie. Chodzi o to, że „przecież nie jest tak źle”, a drobne grzeszki każdemu się zdarzają. Chodzi o to, bym się zatrzymał na drodze mojego życia, wiary i powołania i osiadł. Ani nie muszę się staczać dramatycznie w dół, ale też wcale nie idę do przodu. Po prostu marazm, chłód, letniość, lenistwo, acedia, obojętność i machnięcie ręką na wszystko.
Potrzebuję „walczyć” ze starym człowiekiem we mnie. Bo on chce mnie zniszczyć, zabić, ukrzyżować. A tymczasem, jak mówi św. Paweł, to właśnie on – stary człowiek – ma zostać ukrzyżowany we mnie, abym ja mógł żyć w pełni. Do tego potrzebuję jednego, o czym mówi i księga Mądrości i Jezus w dzisiejszej Ewangelii – potrzebuję relacji z Ojcem (J 7, 1-2.10.25-30). Bezbożni i taki zarzut mają wobec sprawiedliwego, iż chełpi się Bogiem jak ojcem. A Jezus mówi o Tym, który Go posłał, a którego Żydzi nie znają.
Potrzebuję bliskiej i zażyłej relacji do Ojca. Potrzebuję trwać w byciu Jego dzieckiem, umiłowanym do szaleństwa, choć grzesznym i słabym. Ta miłość, ta bliskość i ta relacja są pierwsze w moim życiu. On jest najważniejszy. A moje czyny, moja odpowiedź, moje staranie się, moja praca nad sobą – to coś wtórnego, drugiego. Bo na Boga i Jego miłość nie muszę zasługiwać, On mi się daje cały, całkowicie za darmo. Po prostu mnie kocha i pragnie bliskości ze mną. Jak Ojciec ze swoim dzieckiem. Moje dobre czyny, moje wielkie pragnienia, moja modlitwa i działanie to tylko nieudolna próba odpowiedzenia na Jego miłość. To On mnie uświęca, On czyni doskonalszym. Trwać w Nim, trwać w Chrystusie, którego On posłał – oto życie wieczne!
Panie mój………………obym to ja Ciebie nie zabiła .