Grzech i przebaczenie
Oto jesteśmy dziś poniżeni na całej ziemi z powodu naszych grzechów. Dn 3, 34 – 43
Te słowa Azariasza skłoniły mnie do refleksji nad tym, czym jest grzech. On naprawdę mnie poniża, zabiera mi moją godność i szacunek. Nie ma obecnie władcy, proroka ani wodza – staję się niewolnikiem w ręku grzechu, pożądliwości i tego wszystkiego, co mną miota w sercu. Te wszystkie głosy wołające we mnie: chcę to mieć, natychmiast, to mi się należy, tego właśnie potrzebuję, bez tego nie mogę się obejść… zaczynają panować nade mną. Trudno mi wtedy spokojnie się zatrzymać, pomyśleć, rozeznać i podjąć właściwą decyzję. Te różne namiętności, kiedy stają się moim panem, pchają mnie ciągle ku nowym decyzjom, najczęściej nieprzemyślanym, a przez to nie zawsze trafionym, obarczonym możliwością dużej pomyłki.
Grzech zamyka mnie w sobie. Relacje, zamiast otwarte, nastawione przyjaźnie i życzliwie, stają się podejrzliwe, pełne chorych ambicji i niezdrowej rywalizacji, szukania swojej chwały, poniżające innych (skoro grzech mnie poniżył, to gdzieś muszę się odkuć)… Przy czym najczęściej problem widzę nie w sobie, lecz w innych, to na nich zrzucam winę, próbując w ten sposób zmyć brud, który przyczepił się do mojej duszy.
Grzech oddala mnie od Boga i sprawia, że w moim sercu nie ma gdzie ofiarować Tobie pierwocin i doznać Twego miłosierdzia. Powrót do tej relacji, najważniejszej w moim życiu, pozwala mi naprawić wszystkie pozostałe relacje: do drugiego człowieka i siebie samego. Pierwszym krokiem jest postawa Azariasza, który przed Bogiem staje w prawdzie. Ani nie próbuje wybielać siebie (Izraela), ani nie dokonuje samo-potępienia. Po prostu staje w prawdzie i przyznaje się do grzechu. Podobnie czyni ów sługa z dzisiejszej Ewangelii (Mt 18, 21 – 35). Ten pierwszy krok jest bardzo trudny, bo zmusza mnie do wyciągnięcia na wierzch tego, co tak bardzo chcę ukryć – mego wstydu. Niechętnie przyznaję się do mojej wewnętrznej ciemności. Przed samym sobą jest to trudne, a co dopiero przed drugim człowiekiem. Dlatego Azariasz prosi: nie zawstydzaj nas, lecz postępuj z nami według swej łagodności…
Kolejnym krokiem, który pozwala mi uzdrowić serce to przyjęcie przebaczenia. Król darowuje dług słudze, kiedy ten Go prosi o odroczenie spłaty. To obraz miłosierdzia, jakie Bóg ma wobec grzesznika (w Ewangelii gdy mowa o długu, to najczęściej chodzi o grzech). Zanim zrobię cokolwiek innego – przyjąć łaskę, przyjąć przebaczenie. Tu znów zauważam dwa niebezpieczeństwa, w które mogę wpaść. Z jednej strony mogę uznać siebie za niegodnego takiej łaski i przez to zakopać się w nieustającym poczuciu winy. Z drugiej strony uznać, że przecież nic wielkiego się nie stało i przez lekceważenie mojego grzechu zlekceważyć też przebaczenie i uzdrowienie. Wtedy stanie się ono mało skuteczne w moim życiu i niewiele zmieni moje życie.
Przyjęcie przebaczenia i doświadczenie jego mocy przynosi wielkie owoce: pokój serca i pragnienie głębszej relacji z Bogiem połączone z bojaźnią o to, by więcej nie grzeszyć i nie niszczyć tej najważniejszej i delikatnej relacji z Bogiem. Wtedy jestem zdolny do tego, by naśladować Boga w przebaczaniu. Wtedy stanę wobec drugiego człowieka i jestem gotów anulować jego dług względem mnie. Te wszystkie krzywdy, zranienia, wszelka nieżyczliwość, brak miłości, wszelkie traumy – wszystko, co mnie dotknęło i spowodowało krwawiącą ranę. Jestem zdolny do przebaczenia, kiedy najpierw uznam mój dług i go wypowiem, a potem sam z mocą doświadczę przebaczenia, otwierając się na nie i przyjmując je. Bo drugiemu mogę coś dać wtedy, kiedy sam to mam, kiedy sam tego doświadczyłem.
Panie, naucz mnie przyznawać się do moich słabości i grzechów. Naucz mnie żyć w prawdzie. Uczyń mnie gotowym do przyjmowania i darowania przebaczenia wszystkim!
Naucz mnie żyć w prawdzie. W Twojej PRAWDZIE :))