Przyjąć zbawienie
Bracia Józefa widząc, że ojciec kocha go więcej niż ich wszystkich, tak go znienawidzili, że nie mogli zdobyć się na to, aby przyjaźnie z nim porozmawiać. Rdz 37, 3 – 28
Pierwsze, co przebija z dzisiejszych tekstów to zazdrość. Bracia są zazdrośni o Józefa, najmłodszego syna, który nie jest winny temu, że jest najmłodszy i przez to bardziej kochany przez ojca. To wybór ojca, ale dostaje się za to Józefowi. Rolnicy z przypowieści Jezusa są zazdrośni o winnicę i – chcąc ją posiąść jako dziedzictwo – zabijają dziedzica (Mt 21, 33 – 46). Kusiciel wsącza w serce człowieka jad zazdrości sugerując, że Bóg coś ukrywa przed nim i nie chce mu tego dać – zrywa owoc z drzewa zakazanego i tak dochodzi do największej katastrofy w dziejach ludzkości – grzechu pierworodnego. Zazdrość jest we mnie i im szybciej sobie z niej zdam sprawę, uświadomię sobie i pogodzę – tym lepiej. Ilu osobom w życiu zazdrościłem ich zdolności, a to duchowych, a to intelektualnych czy fizycznych. Ilu osobom zazdrościłem łaski Bożej, ludzkiej miłości i życzliwości, powodzenia. Ilu ludziom zazdrościłem ich wyglądu, sytuacji życiowej, łatwości w nawiązywaniu relacji, biegłości w uczeniu się, rozwiązywaniu konfliktów… możnaby długo wymieniać. Jak trudno mi czasem zgodzić się na siebie i na to, co mam.
Zdałem sobie sprawę z mojej grzeszności. Tak łatwo mi ją zagłaskać, pomniejszyć, nie zwracać na nią większej uwagi. Bo przecież nic wielkiego się nie stało, to takie drobiazgi codziennego życia… ale grzech jest grzechem. To ja jestem tym, który Jezusa nienawidzi, zapiera się Go, sprzedaje, pozbywa. To ja jestem tym, który Go biczuje, przybija do krzyża, opluwa, wyszydza i zabija. To ja jestem Jego bratem, który Mu to czyni – jak bracia Józefowi. Jeśli to mnie nie uderzy, jeśli z całą mocą i brutalności nie zdam sobie z tego sprawy, nie przyjmę tej prawdy o mnie – wtedy po co mi zbawienie? „Przecież jestem prawie idealny!” No właśnie… to jedno z kłamstw dzisiejszego świata, że wszystko jest OK, więc używajmy i bawmy się. Tylko że wcale tak nie jest. To, co robią ludzie w dzisiejszych tekstach: bracia Józefa i owi rolnicy z przypowieści – to o mnie. O Tobie też.
A Józef? Przyjmuje to, co z nim robią. Nie broni się. Może dlatego, że braci jest więcej. Ale przecież mógłby chociaż pytania stawiać: dlaczego mnie krzywdzicie? Co ja wam zrobiłem? On milczy… słowo, które ciśnie mi się na usta i serce to przyjęcie. On przyjmuje to, co go spotyka. Jezus podobnie. Czy ja przyjmuję moje życie takim, jakie ono jest? Czy zgadzam się na siebie, moje otoczenie, świat wokół mnie? Czy przyjmuję prawdę o sobie? Czy przyjmuję drugiego człowieka takim, jaki on jest? A może nie… może zazdrośnie patrzę na niego, próbując „wydrzeć” mu to, co dostał, albo przynajmniej chowając w sercu zadrę zazdrości o to, że jest inny, że nie jest taki, jak ja albo taki, jaki ja chciałbym, by był… że może ma inaczej urządzone życie, dom, relacje… że w mojej opinii ktoś tu jest niesprawiedliwy, że mi dał mniej, a jemu więcej (wszystkiego)… Czy potrafię przyjąć i być wdzięcznym za dar?