Oddzielił

Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. Rdz 1, 1 – 19

Kiedy czytam początek Biblii, to mam wrażenie, że stwarzanie polega na oddzielaniu. Bóg coś mówi, następnie to się dzieje, a kiedy się dzieje, to oddziela. Oddziela światłość od ciemności, niebo od morza, potem oddziela morze od lądu. Porządkowanie świata. A to wszystko po to, by człowiek miał jak najbardziej sprzyjające warunki do życia. To jednak, co jest bardzo interesujące to fakt, że człowiek żyje tylko na lądzie. Owszem, podbija przestworza, podbija morskie głębiny, ale w sposób normalny i naturalny może żyć tylko na lądzie.

A jednak i woda i przestworza są mu potrzebne. Bóg nie stwarza niczego niepotrzebnego. Czyni taką przestrzeń, w której człowiek będzie się jak najlepiej czuł, w której jak najlepiej będzie tym, do czego został uczyniony – będzie kochał i żył coraz pełniej, coraz lepiej.

Zastanawia mnie jedna rzecz. Bóg na początku uczynił niebo i ziemię, czyli „wszystko”, jak to obrazowo przedstawia język hebrajski. Ziemia była bezładem i pustkowiem i ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód… Wody są bez miary, tzn. nie mają granic, które Bóg potem im zakreśli. A zakreśla je po to, by ukazał się ląd, jako naturalne środowisko życia człowieka. A ciemność? Jej też postawił granice, ale… to ona była pierwsza. Wcale nie światło. Pierwsza – według tego opisu – była ciemność. Dopiero potem Bóg stwarza światłość i oddziela ją od ciemności. A przecież Boga nazywamy Światłem, albo Światłością. Czyżby ukrywał się w ciemności?

Przypomniało mi się, że np. św. Jan od Krzyża pisząc o nocy ciemnej, uważał ją za miejsce uprzywilejowane spotkania z Bogiem. A historia Izraela, kiedy jest prowadzony przez pustynię (to pewien skrót myślowy, ale pustynia duchowa i ciemność są sobie bliskie). A ciemności wiary, w które jest wprowadzony choćby Abraham, ojciec naszej wiary.

Bóg porządkuje świat, oddzielając jedno od drugiego. Podobnie odczuwam w moim życiu. Na tym polega porządkowanie mojego życia, bym oddzielił, co jest dobre, od tego, co złe, światło od ciemności, co mi szkodzi od tego, co pomaga. Oddzielić, nazwać, a potem wybrać to miejsce, gdzie chcę „zamieszkać”, miejsce mi przyjazne.

A Bóg jakby się skrywał za ciemnością, jakby schował się w cień. Ale nie zostawił. Zrobił miejsce dla nas. Tak zorganizował rzeczywistość, bym miał jak najlepsze warunki do rozwoju. Czy je przyjmę? Czy skorzystam? To ode mnie zależy. Uświadomiłem sobie, że abym mógł Go spotkać, to w pewien sposób potrzebuję wejść w tę ciemność. To jest trudne. Bo jak mam się na to zgodzić? Moim naturalnym środowiskiem jest światło. A jednak… w ciemności jest Światło, w oschłości i pustyni największa płodność, w tym, co przegrane (krzyż) jest zwycięstwo. Paradoksy naszej wiary.

1 Comment

  1. Bożena
    12 lut, 2013

    ” Uświadomiłem sobie, że abym mógł Go spotkać, to w pewien sposób potrzebuję wejść w tę ciemność.” Taka jest moja historia, historia mojego życia

    …..aby zapragnąć światłości, która tez przechodzi przez ciemność ….aby uzyskać światłość nad światłością 🙂

Skomentuj Bożena Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *