Mędrcy świata…
Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy… Mt 2, 1 – 12
Gdy Jezus narodził się w Betlejem… Bóg przyszedł do człowieka. To jest zawsze pierwsze. Bóg musiał się natrudzić, by do nas przyjść. Cały Adwent i okres Bożego Narodzenia to pokazują. Zgranie tylu ważnych momentów. Najpierw Zachariasz, który nie uwierzył. Potem Zwiastowanie Maryi. Sprawa z Józefem, który był już na progu realizacji swojego postanowienia, by opuścić brzemienną Maryję. Znów Bóg interweniuje. Bo to, co On chce uczynić, zawsze zderza się z człowiekiem i jego wolnością. Uwierzy, albo nie… przyjmie, albo nie… zgodzi się, albo nie… to ryzyko Boga. Ale mimo tego, On przychodzi. Rodzi się w Betlejem.
Bóg przychodzi do człowieka. Bóg uczynił krok, podjął wysiłek. Człowiek więc potrzebuje odpowiedzieć tym samym. Bo na miłość odpowiada się miłością, na wysiłek – wysiłkiem. To kosztuje, owszem. Ale nie ma innej ceny. Dla mnie postawa tych trzech Mędrców ukazuje wysiłek człowieka, idącego ku Bogu. Opierają się tylko na znakach, gwiazdach, które odczytują na ludzki sposób. Nie dostają jakiegoś specjalnego objawienia. Cały trud, jaki włożyli w podróż, podążając za gwiazdą. Być może nie raz wątpliwi, nie raz próbowali zawrócić, nie raz się zniechęcali… mimo to, idą dalej, aż dochodzą do Jerozolimy. W tym momencie zapytałem siebie o mój wysiłek, o moje próby i poszukiwania Boga, sensu i celu mojego życia. Czy nawet zniechęcony i sfrustrowany podejmuję na nowo drogę? Wracam na dobry kurs?
Jerozolima i Herod. Dochodzą do miejsca, które nie jest przyjazne Jezusowi. Oni jeszcze o tym nie wiedzą. Gwiazda zaprowadziła ich do tego miejsca. Ciekawe, czemu nie poprowadziła ich obwodnicą Jerozolimy…? Być może myśleli, że król żydowski właśnie tu powinien się narodzić. Ten przerażony Herod i przerażona Jerozolima to dla mnie symbol tego wszystkiego, co mi wrogie, nieprzyjazne, czyhające na moje życie. To moje przeciwności losu, opory, kłody pod nogami. I niezależnie, czy to ludzie, czy sprawy do załatwienia czy jeszcze co innego… Ale zastanowiło mnie jedno: nawet Herod, wrogi dzieciątku – pokazuje Mędrcom dobrą drogę do Betlejem. Nawet moje przeciwności życiowe, trudności, klęski i katastrofy – mogą wskazywać mi drogę do celu. Mogą stać się dla mnie drogowskazem. Czy to wykorzystam? Czy się nie załamię? Czy w mojej drodze do celu wykorzystam absolutnie wszystko: i pomyślność, i przeciwności? Czy będą one dla mnie bodźcem do tego, by iść dalej.
Kiedy ruszają, pouczeni przez wroga, znów znajdują gwiazdę, która jakby potwierdza to, co usłyszeli na dworze Heroda. Jaka nagroda ich czeka w Betlejem? Spotykają Boga w małym dzieciątku. Może nie tego się spodziewali. Przecież to nie jest pałac, to nie warunki godne króla. Ale ufają znakom, które ich doprowadziły do tego miejsca. Ufają również efektom, owocom ich drogi: w ich sercu panuje radość, która wzbudza w nich pokorę i uniżenie przed dzieciątkiem, a także wdzięczność – ofiarowują swoje dary. Bo spotkanie z żywym Bogiem właśnie takie efekty wzbudza w człowieku. Staje on z radością i uniżeniem przed swoim Panem i z wdzięcznością ofiarowuje Mu siebie samego w darze. Bo wobec Boga nie można być obojętnym, złudzeniem jest myśleć inaczej. Obojętność oznacza bycie po przeciwnej stronie. Obojętność nie zbliża się do Boga, nie wchodzi w relację. Mędrcy, podobnie jak Herod, wchodzą w relację z Jezusem, lecz każda z tych postaci w sposób przeciwny: Mędrcy – by oddać pokłon i siebie samych, Herod – by zabić i zniszczyć „konkurenta”.
Panie mój, Ciebie stale szuka moje serce. Nie przestaję podejmować wysiłku, by odpowiedzieć na Twój wysiłek miłości. Przyjdź do mnie, Panie, z radością, pokojem serca, pokorą i darem wdzięczności. Tobie oddaję się cały!
Nie przestaję podejmować wysiłku, by odpowiedzieć na Twój wysiłek miłości