Zachariasz i Elżbieta
Żył pewien kapłan, imieniem Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na imię było jej Elżbieta. Łk 1, 5 – 25
Ciekawa jest ta opowieść, którą św. Łukasz wprowadza nas w historię Boga przychodzącego do człowieka. Tą opowieścią wprowadza nas w Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie, „Bogu z nami”, który przychodzi dla naszego zbawienia. Zaczyna od poprzednika Jezusa – Jana Chrzciciela.
To, co mnie porusza w tym tekście i zastanawia to najpierw kontekst tej historii. Kiedy jest mowa o Maryi i Józefie, prostych, skromnych osobach, to Bóg przemawia do nich w domu, w ich codzienności – tam się z nimi spotyka. A tutaj po raz pierwszy pojawia się motyw świątyni, w której anioł Gabriel pokazuje się Zachariaszowi. Sam Zachariasz zaś nie jest zwyczajnym człowiekiem, lecz kapłanem, służącym w świątyni.
On jest tym, który składa Bogu ofiary, tym, który zna Pisma i jest blisko Boga, wypełniając Jego przykazania. Ewangelista zaznacza, że oboje z Elżbietą byli sprawiedliwi, co tłumaczy jako postępowanie nienaganne według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Sprawiedliwość Starego Testamentu jest właśnie taka – zachowywanie przepisów i przykazań. Ale okazuje się, że ich życie przez to nie jest płodne. Bo kiedy sobie przypomnimy, że dla Żydów niepłodność była interpretowana jako hańba i brak Bożego błogosławieństwa. A przecież zachowywali przepisy i byli sprawiedliwi…
Dbanie tylko o obowiązki, przepisy i powinności (nie lubię strasznie tego słowa) nie przynosi mi życia, nie gwarantuje zbawienia, tak naprawdę nie daje szczęścia. Bo zbyt często zamykając się w takim świecie, zaczynam dbać i „perfekcyjne” wykonanie wszystkiego, złoszcząc się i denerwując, jeśli coś pójdzie nie po mojej myśli. Wciągam w to też często ludzi wokół mnie, próbując „nagiąć” ich do mojego stylu życia i pracy. Jak łatwo wtedy zapomnieć o wyrozumiałości dla własnych słabości i grzechów, o miłosierdziu względem innych osób, które są tak samo słabe i upadają jak ja. Życie może się wtedy stać tak samo niepłodne, jak małżeństwo Zachariasza i Elżbiety.
Ale Dobrą Nowiną jest to, że Bóg wkracza w tę sytuację. Wkracza, kiedy już człowiek traci nadzieję, kiedy wątpi. Bo taki jest Zachariasz. Anioł przychodzi do niego w dzień, podczas służby w świątyni (do Józefa w nocy, w czasie snu). Zachariasz jako bliski Bogu był może bardziej od innych przygotowany do przyjęcia Boga i Jego Dobrej Nowiny. A on jej nie uwierzył. Konsekwencją tego było zamilknięcie. Nie może wychwalać Boga za to, co Mu uczynił, nie może wejść w relację dialogu poprzez słowa. Jest niemy.
A Dobra Nowina jest ukryta także w imionach, jakie dziś padają i bardzo mnie to zaintrygowało i poruszyło. Imię Zachariasza znaczy bowiem Bóg pamięta. Imię Abiasz, w oddziale którego służy Zachariasz oznacza: Bóg jest ojcem, a imię Elżbieta oznacza: Bóg moją przysięgą. Na początku więc Ewangelii Łukasza słyszymy, że Bóg pamięta o swoim ludzie, pamięta o człowieku i jego niedoli i że to Bóg sam jest ojcem. Przychodzi uczynić ojcem tego, który tego nie doświadczył, przychodzi wypełnić swoją przysięgę i okazuje w ten sposób swoją łaskawość wobec człowieka, imię bowiem Jan oznacza: Bóg jest łaskawy. A Jan jest poprzednikiem Jezusa, którego imię oznacza: Bóg jest zbawieniem! Najkrótsze zdanie, ułożone z tych imion i będące opisem tego fragmentu Pisma brzmiałoby: Bóg pamięta, że Bóg jest ojcem i wypełnia swoją przysięgę okazując swoją łaskawość wobec człowieka poprzez zbawienie, które przynosi w Jezusie. Porusza mnie to, w jak piękny sposób Bóg może do nas mówić i zapewniać nas o swojej miłości.
Zastanawia mnie jeszcze to, z jaką dyskrecją postępuje Bóg, ogłaszając tę Dobrą Nowinę. Do Zachariasza mówi w miejscu, gdzie znajdują się sami, zresztą podobnie jak do Maryi czy Józefa. Również Elżbieta, po poczęciu Jana, przez pięć miesięcy pozostaje w ukryciu. Wielkie rzeczy, jakie Bóg dla mnie czyni potrzebują pewnej intymności, ukrycia – takiej pokory, nawet gdy później staną się jawne.
Co oznacza w moim imieniu—— BÓG PROWADZI, tylko pozwalaj MU stale na to prowadzenie :))
Dzisiejszy komentarz wyjątkowo mocno do mnie przemawia.
Najpierw zaskoczyło mnie jak bardzo bliscy są mi Zachariasz i Elżbieta w swojej bezpłodności. Jak często w moim życiu wiary niczego niby nie brakuje, wszystko wypełniam jak trzeba, a jednak nie widać owoców.
Zawsze mi żal Zachariasza, kiedy czytam ten tekst. Przecież on tylko chciał wiedzieć na czym stoi! A jednak czasem można chcieć wiedzieć zbyt wiele, szukać zbyt mocno potwierdzenia. A Pan Bóg chce mnie uczyć zaufania. Bo pewnie wielu rzeczy, które działa w moim życiu nigdy nie pojmę. Ale czy to znaczy, że mam w nie nie wchodzić? W żadnym wypadku. Tylko potrzeba mi złapać się Go i trzymać, bez względu na wszystko, On dobrze, doskonale wie, co robi.
Jak to dobrze Panie Boże, że przychodzisz nawet kiedy wciąż pytam jak Zachariasz. Że czasem zamykasz mi usta, abym wreszcie pozwoliła sobie zachwycić się Twoim działaniem. I że przychodzisz do mnie osobiście, dyskretnie, w ciszy i głębi mojego serca.
I druga sprawa – symbolika imion. Jest niezwykła… Zawsze mnie porusza to jak wiele się za nią ukrywa. Jak wiele imiona bohaterów dzisiejszej Ewangelii mówią o Bogu i Jego miłości! Jak bardzo w konkretnej historii, konkretnych ludzi Bóg realizuje swój odwieczny plan miłości.
To budzi moją wdzięczność za tych ludzi, którzy w moim życiu objawiają mi „swoim imieniem”, czyli swoją obecnością, swoją osobą w różnoraki sposób Boże działanie, pozwalają mi odkrywać ciągle nowe oblicza Jego – Miłości.