Rodowód Jezusa
Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Mt 1, 1 – 17
Kiedyś bardzo mnie nużyły genealogie biblijne. Potem ktoś mi wyjaśnił, że one muszą być, że dla Żydów były i są bardzo ważne, no więc jakoś je przyjmowałem. Ale teraz… kiedy jest czytana z raz czy dwa razy do roku – to nawet lubię jej posłuchać z taką postawą wsłuchiwania się w ten ciąg imion.
Dziś na nowo sobie uświadomiłem, że w tych imionach różnych osób, obcych mi i nieznanych (poza kilkoma), jest ukryta cała historia ich życia. Przeważnie genealogie czy rodowody mają to do siebie, że próbują wykazać np. szlacheckie pochodzenie, niebieską krew płynącą w żyłach… generalnie, że coś jest wartościowe i lepsze od innych (pies z rodowodem jest droższy i bardziej wartościowy niż zwykły kundelek). Tylko że nasza, ludzka historia nie jest tylko pięknym, cudownym życiem, beztroskim i pełnym miłości. To historia upadków, grzechów, zdrad, wojen, niewierności, nienawiści, zabójstw i wszystkich innych podłości, jakich człowiek może się dopuścić.
Taka jest właśnie genealogia Jezusa. Bardzo się cieszę, że ewangelista nie próbuje jej wybielić, nie próbuje pokazać tylko tego, co szlachetne, dobre i „bezgrzeszne”. Pokazuje w niej np. Tamar, która współżyła ze swoim teściem, pokazuje Rachab, która była nie tylko poganką, ale i prostytutką. Pokazuje Rut, cudzoziemkę i pogankę, pokazuje króla Dawida, który zabija swojego żołnierza, żeby zabrać mu żonę. Może to dziwnie zabrzmi, ale piękne są te ciemne strony przodków Jezusa. Piękne nie dlatego, że zło jest piękne (bo nie jest), lecz dlatego, że Bóg nie boi się wejść w taką historię – On bardzo chce wejść właśnie w takie życie człowieka! To bardzo dobra nowina dla nas. On przyjmuje na siebie to dziedzictwo, które nie jest takie kolorowe i takie szlachetne, jak by się oczekiwało od takiego rodowodu.
Dla mnie to jest pytanie o to, czy ja przyjmuję moją historię życia z jej jasnymi stronami, ale może szczególnie tymi ciemnymi. Czy akceptuję wiele rzeczy i sytuacji, które wydarzyły się w mojej przeszłości – na które miałem wpływ albo i nie – które mnie kształtowały, ale może których się do dzisiaj wstydzę i nikomu o tym nie mówię, nawet samemu Bogu. To miejsca, które potrzebują mojego przyjęcia i przebaczenia sobie (które jest najtrudniejszym z przebaczeń). Potrzebuję to przyjąć właśnie dlatego, że Bóg wchodzi również w moją historię życia i w mój rodowód – niezależnie od tego, co w nim znajduje, niezależnie czy są tam karty chlubne, czy podłe – On w to wchodzi i bierze na siebie, uzdrawia to swoją miłością i zaprasza do naśladowania Go w tym.
Bo moje życie jest piękne. Takie, jakie jest. Choćby w nim było mnóstwo zła, podłości, krzywdy i nienawiści. Jest piękne, bo spodobało się Bogu to moje życie przyjąć takim, jakie ono jest. Spodobało Mu się przyjąć mnie ze wszystkim, kim jestem i co mnie stanowi. Moje życie jest całkowicie w Jego rękach. W tym duchu właśnie ja, moja rodzina, moi przodkowie – są rodziną Bożą. Bóg rodzi się także w mojej rodzinie, w moim „rodowodzie”, choć nie ma tam niebieskiej krwi, nie ma szlacheckiego pochodzenia, a na pewno są słabości, grzech i niewierności.
Bądź uwielbiony Jezu, w Twoim przychodzeniu do mnie, do moich bliskich i do wszystkich ludzi! Bo Ty nas wszystkich kochasz do szaleństwa!
On bardzo chce wejść właśnie w takie życie człowieka! 🙂