Panować znaczy służyć
Wtem jacyś ludzie niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim. Łk 5, 17 – 26
Od jakiegoś czasu fascynuje mnie temat panowania Boga (= Królestwa Bożego, a ściślej królowania Boga). Jezus przychodzi na świat i prowadzi publiczną działalność właśnie po to, by ogłosić panowanie Boga: „Czas się wypełnił, przybliżyło się do was Królestwo (panowanie) Boże”. A to panowanie objawia się w ten sposób, że „oczy niewidomych przejrzą, uszy głuchych się otwierają, chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło krzyknie” – jak ogłasza dzisiaj z mocą prorok Izajasz (Iz 35, 1 – 10).
Coś podobnego dzieje się w ewangelii, gdzie do Jezusa przynoszą sparaliżowanego. Uświadomiłem sobie, czytając tekst, że sporo w nim o wszystkim, co przeszkadza dojść do Jezusa (tłum, faryzeusze) oraz o determinacji tych czterech, którzy nie boją się rozebrać dach czyjegoś domu, byle tylko dostać się do Jezusa. Poruszył mnie ten obraz i zaraz do niego jeszcze wrócę.
W centrum jest bowiem Jezus, jako Ten, który głosi panowanie Boga i jednocześnie ukazuje to znakami. Bóg przychodzi zaś po to, by wszystko uczynić nowym. Chce uzdrowić człowieka z jego paraliżu, odnowić jego życie, na nowo nadać mu sens i sprawić, by jego życie nabrało nowego smaku. A to wszystko w miłości i przez miłość; w wolności i przez wolność.
Jezus uzdrawia paralityka całościowo – zabiera mu paraliż ducha, by potem zabrać także paraliż ciała. Bo takie są konsekwencje grzechu – paraliż. Każdy jest grzesznikiem, więc ten paraliż dotyka każdego z nas. Panowanie Boga polega na tym, że On wychodzi ku człowiekowi i mu służy, leczy, przemienia i odnawia. Bóg nie jest tyranem, który twardą ręką i terrorem stara się podporządkować sobie poddanych. Jego panowanie jest panowaniem miłości, a więc wszystko odbywa się w wolności i jest służeniem człowiekowi.
A jaka jest moja odpowiedź na takie panowanie? Tych czterech niosących paralityka mi to pokazuje. Ich determinacja mnie porusza. Za wszelką cenę chcą stanąć przed obliczem Jezusa i nie zrażają się żadnymi przeszkodami, nawet tłumem barykadującym wejście do domu. Zapytałem siebie, czy mam taką samą determinację, by stawać zawsze przed Jezusem. Czy chcę poddać Jego panowaniu miłości mój paraliż, moją niemoc, moje pokręcone czasem życie, jego wyboiste ścieżki. Czy naprawdę robię wszystko, by stanąć przed Jego obliczem taki, jaki jestem, z całą prawdą o mnie.
Jezu Chryste, chcę Tobie poddać całe moje życie, absolutnie ze wszystkim, co się na nie składa, a zwłaszcza z moim paraliżem, chorobą, grzechem, słabością, niemocą, lękiem, uciekaniem, zamknięciem… ze wszystkim. Bo Ty jesteś moim jedynym Panem i Zbawicielem! Ty odpuszcza moje wszystkie grzechy i leczysz moje wszystkie choroby. Będę Cię wielbił na wieki!
Ten sparaliżowany w swoim nieszczęściu odnalazł SZCZĘŚCIE. Sam nie umiał oraz nie mógł, znaleźli się inni, którzy zanieśli go do JEZUSA. Wiara innych staje się bardzo silna i pomocna. Więc „zanośmy” siebie nawzajem do Boga Naszego 🙂