Krzew winorośli
Ja jestem prawdziwym krzewem winorośli… J 15, 1 – 8
Jestem wszczepiony, zakorzeniony, złączony z Chrystusem niewidzialną, ale najtrwalszą więzią. Chciałbym móc powiedzieć za św. Pawłem, że „teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 19 – 20). Na razie jednak daleko mi do tego. Ale obraz z winnym krzewem pokazuje mi, że w ten proces jest zaangażowana moja wolność, bo to do mojej decyzji zależy moje złączenie z Chrystusem (nie mówię tu o chrzcie, lecz o mojej świadomej decyzji, wyborze). Jeśli chcę i wybieram Chrystusa, to wtedy przynoszę owoc. Ale mogę nie chcieć – konsekwencją tego jest usychanie i brak owoców. To nie kara, lecz konsekwencja wyboru.
Przypomina mi się tutaj św. Ignacy, który najwyższy stopień pokory „definiuje” jako naśladowanie Chrystusa w Jego ubóstwie, wzgardach i upokorzenia – we wszystkim. I wydaje mi się, że nie tyle chodzi tu o te wzgardy czy ubóstwo, lecz o mój wybór osobisty by być takim, jak Chrystus. W każdej sytuacji życiowej, czy zwycięstwo, czy porażka, czy idzie po mojej myśli, czy mam ciągle kłody pod nogami – bym znów za św. Pawłem mógł powtórzyć, że absolutnie nikt i nic „nie jest w stanie odłączyć mnie od miłości Chrystusa”. Decyzja jest po mojej stronie. To ja wybieram. Mam wolność, by wybrać dobro, by wybrać życie – by wybrać Chrystusa!
Poruszają mnie też słowa, że jeśli będę trwał w Chrystusie i Jego Słowo będzie we mnie (które ma moc mnie oczyścić), to o cokolwiek poproszę Ojca, On mi tego udzieli. Jakoś tak normalnie skupiam się na tym, że Ojciec mi wszystkiego udzieli… zresztą sam Jezus powiedział na innym miejscu, bym prosił, a będzie mi dane, kołatał, a otworzą mi… Dziś jednak zdałem sobie sprawę, że może nie na tym trzeba położyć akcent. Ilu jest ludzi, którzy uważają, że ich modlitwy nie zostały wysłuchane. Wręcz odwracają się od Boga i uważają Go za co najmniej „niewrażliwego” na ich potrzeby. Jednak wydaje mi się, że akcent trzeba położyć na tym, by być z Chrystusem złączonym, w Niego wszczepionym, w Nim zakorzenionym – jak w krzewie winorośli, a wtedy o cokolwiek poproszę Ojca, spełni się. Czy to jest warunek sine qua non spełnienia próśb przez Boga? Być może nie. Ale przecież sam bardziej skłonny jestem pomagać moim przyjaciołom niż obcym. Jednak chyba nie o to tylko chodzi. Kiedy dbam bardziej o bliskość relacji z Chrystusem, o trwanie w Nim, to Duch Święty ma do mnie łatwiejszy przystęp i bardziej „wiem” albo „wyczuwam”, czego tak naprawdę potrzebuję. Bardziej również widzę, które moje pragnienia potrzebują oczyszczenia lub nawrócenia przez Słowo Chrystusa.
„Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” – niech te słowa się we mnie wypełnią całkowicie. Amen.