Terapia pomocnicza
O
prócz tego, iż każda choroba duchowa ma swoją specyficzną terapię, Ojcowie Kościoła proponują różne środki pomocnicze, wspólne wszystkim chorobom. Służą one nie tylko jako uzupełnienie tamtych terapii, ale jako fundament i wsparcie – konkretne praktyki, mające pomóc w konkretnym uporządkowaniu pozostałych terapii:
Asceza cielesna – jest to fizyczne wyrażenie ascezy serca (lub wewnętrznej). Składają się na nią różne praktyki, tj. post, czuwanie, praca ręczna a także te wszystkie trudności i przeciwności życiowe, które spadają na nas bez naszej winy, jak choroba, cierpienie i inne utrapienia codzienności. Asceza cielesna uwalnia duszę od panowania ciała – szczególnie jest to potrzebne w chorobach obżarstwa i rozpusty, jak również gniewu, próżnej chwały i pychy. Dzieje się tak dlatego, że asceza cielesna pozwala nam doświadczyć nie tylko słabości naszego ciała, ale również charakter względny naszej egzystencji. Asceza w żadnym wypadku nie ma na celu cierpienia samego w sobie albo próby karania siebie. Chodzi o „edukację” własnej cielesności: ma ona nie tylko nie przeszkadzać w tym, co duchowe, ale wręcz pomagać w tym, by iść za wezwaniami Ducha. Asceza ma być również prowadzona z umiarem i rozumem: ciało nie może być traktowane źle, nie może być żadnych uszczerbków na zdrowiu czy wręcz choroby. W tym wypadku ciało przestanie pełnić swoje podstawowe funkcje i asceza na nic się nie przyda. Może to przynieść jeszcze gorsze efekty niż te, którym chcieliśmy zapobiec.
Ojciec/matka, starzec, mistrz duchowy – w pewnych okresach życia potrzebujemy przewodnika w naszym życiu duchowym, kogoś, kto nam pomoże odnaleźć naszą drogę duchową i pokaże jak nią iść. Potrzebujemy tego również dlatego, że na różnych etapach życia duchowego pojawiają się różne niebezpieczeństwa – im człowiek bardziej zaawansowany, tym są one subtelniejsze. Ale nie tylko dlatego potrzebujemy przewodników. Potrzebujemy sobie uświadomić, że jest w nas spora łatwość w oszukiwaniu samych siebie, myląc wolę Bożą z własną. Osoba towarzysza duchowego pomaga nam wtedy w naszych upadkach i pomyłkach. Zakłada to zaufanie do niej i w pewien sposób oddanie swojej woli i autonomii w jej ręce – osoby, której jednocześnie odsłaniamy nasze życie wewnętrzne (przed tym możemy czuć opór). Relacja towarzyszenia duchowego to nie tylko pouczanie czy nauczanie osoby potrzebującej, lecz ma ona również pewien charakter ojcowsko/macierzyński. Tworzy się bowiem taka relacja, którą św. Paweł porównuje do „zrodzenia” (Ga 4, 19). Osoba towarzysząca potrzebuje takich właściwości jak: cierpliwość, dyspozycyjność, zdolność przebaczania, dostosowanie do człowieka, jego charakteru i sytuacji osobistej. Działa poprzez słowo, słuchanie, przyjęcie drugiego, troskę o niego (szczególnie przez modlitwę). Osoba szukająca pomocy zaś potrzebuje być otwarta (współpraca) za pomocą oddania siebie, posłuszeństwa, zaufania, wiary i wzajemnego poszanowania (delikatności).
Ujawnianie myśli (namiętności) i walka przeciwko nim – Ojcowie rozróżniają pierwszy moment, kiedy myśli pojawiają się i werbalizują w sposób świadomy (exagoreusis) i drugi moment – walki z nimi. To ujawnianie myśli nie jest ani spowiedzią (choć jest dość podobne), ani nie jest psychoanalizą. Nie jest sakramentem i nie chodzi o ujawnianie grzechów. Nie chodzi również o badanie całej przeszłości człowieka (jak w psychoanalizie). Chodzi o to, by towarzysz duchowy mógł uczestniczyć (poznał) nasze myśli, aby w ten sposób lepiej znał naszą sytuację duchową. O jakie myśli chodzi? O te, które są obecne w naszym wnętrzu i które nas niepokoją i absorbują (zaprzątają głowę). Te myśli pokazują słabe punkty naszego ducha – miejsca, gdzie jest większe ryzyko wejścia choroby duchowej. Jan z Gazy pisał, że chodzi o myśli, które są w człowieku i sprawiają w nim wojnę (wewnętrzną). Ważna jest tutaj uważność i czuwanie – świadomość siebie, by wiedzieć, co się we mnie dzieje. Problemem tu może być chęć ukrywania różnych rzeczy, nie ujawniania ich np. przed spowiednikiem lub kierownikiem duchowym. Po co to ujawnianie? By kierownik mógł poznać wnętrze człowieka, lepiej zdiagnozować sytuację oraz zastosować odpowiednią terapię, uwalniając nas w ten sposób od naszych własnych błędów i iluzji. Okazuje się bowiem, że choroby duchowe mają wielkie wsparcie w tych ukrywanych myślach, pragnieniach, motywacjach i intencjach. Uleczone może być tylko to, co zostaje wyrażone, a to, co zostaje ukryte w nas i czego się nie ujawnia, może sprawiać chorobę i ją pogłębiać[1].
Ujawnienie myśli prowadzi do tego, by walczyć z nimi. Jest to centralnym punkt walki duchowej, gdyż wszelkie nasze działanie (dobre lub złe) bierze swój początek w myślach (stąd niektórzy Ojcowie mówiąc o chorobach duszy czy namiętnościach nazywają je „myślami” – por. Mt 15, 19). Ta walka z namiętnościami jest prewencyjna – chodzi o to, by złe myśli nie weszły do naszego serca i nie zrobiły spustoszenia. Cokolwiek chcemy zmienić w sobie, musimy zacząć od myśli. Stąd biblijne wezwanie „nawracajcie się!” (gr. metanoiete) oznacza „zmieńcie wasze myślenie, waszą mentalność.
Dla Ojców owe myśli mają dwa źródła:
a) „przygotowania” – to te namiętności, które mają swoje źródło w naszym wnętrzu i płyną ze złego używania naszych zdolności
b) „nastawienia” – to ślady, jakie zostawiają w nas namiętności i utrzymują w nas swój wpływ poprzez pamięć i wyobraźnię. Te ślady mogą w nas trwać dłuższy czas, nawet po zaniku danej namiętności (trochę jak wyleczony alkoholik). W tym wypadku modlitwa może nam pomóc w odkryciu i wygnaniu z naszego serca niektórych namiętności (chorób) ukrytych w naszym sercu.
W każdym momencie życia człowiek zachowuje wolność wyboru – albo pójść za tymi myślami i wcielić je w czyn, albo je odrzucić. Ma tę wolność, choć walka jest łatwiejsza u początków, a trudniejsza na dalszych etapach, tzn. kiedy pozwalamy tym myślom wejść głębiej do serca.
Walka przeciwko namiętnościom polega na czuwaniu i uważności (=rozeznawaniu). Odbywa się w sercu, bo stamtąd pochodzą owe myśli. Należy badać myśli i jeśli są dobre lub obojętne – zostawia się je, jeśli złe – odrzuca. Odrzucanie może być bezpośrednie, albo przez tzw. „rozprawę”, tzn. złej myśli przeciwstawiam dobrą myśl (zdanie) wzięte z Pisma Świętego.
[1] „Jaja wylęgają się pod wpływem ciepła ciała. Namiętne myśli wcielają się w czyn przez to, że nie zostały wyznane”, św. Jan Klimak, Drabina raju, XXVI B, 21.