Jezus i jezioro
Zapadł zmrok, a Jezus jeszcze do nich nie dotarł… J 6, 16 – 21
Ile razy w życiu próbuję przekroczyć drugi brzeg. Ile razy chcę czegoś innego, czegoś nowego, chcę coś zmienić w moim życiu. Poszukać tam, gdzie ciągną mnie moje własne pragnienia. Okazuje się jednak, że zapada zmrok, robi się ciemno i jestem sam. Zmrok to nie jest zbyt przyjemny czas. Owszem, służy do snu, do wypoczynku – i wspaniale, że jest. Ale jednocześnie to czas, w którym budzą się rozmaite „demony”. Boję się zmroku mego serca, boję się wchodzić w to, co ciemne i niewyraźne w moim życiu. Boję się swojej ciemnej strony. Sam się boje i innych też nie wpuszczam. Nawet Jego.
Kiedy więc zaczynam – mimo wszystko, idąc za pragnieniami – wchodzić w mrok, płynąc ku drugiemu brzegowi to czuję, jakby wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Wzmaga się wiatr i sprawia, że fala nieznośnie uderza o łódź. Ledwo co poruszam się do przodu. Bardzo chcę i bardzo się boję.
Zauważyłem, że kiedy chcę coś zmieniać w swoim życiu, kiedy chcę przepłynąć na drugi brzeg, wtedy pojawiają się przeciwności. Jakby coś we mnie nie chciało zmiany. Status quo wydaje się lepszy, bezpieczniejszy. A jednak chcę płynąć do przodu, choćby pod prąd. Boję się, ale płynę. Sam nie wiem, skąd mam taką determinację. A może to On mi ją daje?
Bo właśnie On jest jedyny, który panuje nad moim sercem. On jedyny może kroczyć po jeziorze i nie czyni mu to żadnej krzywdy. On jedyny panuje nad moimi różnymi uczuciami, szczególnie lęku, paniki, zamknięcia, ale także agresji, bezsilności, beznadziei. On kroczy po tym wszystkim tak, jak u początku historii Duch Boży unosił się nad wodami (Rdz 1, 2). Ale ponieważ Jezus wchodzi w mój mrok, to nawet Jego się boję. Ogarnia mnie lęk, jak uczniów na jeziorze widzących kroczącego Go po wodzie. Bo sam boję się swoich ciemności serca, sam boję się moich mroków, szarych zakamarków, piwnic mojej duszy. To tam upchnąłem to wszystko, czemu nie chcę dać prawa obywatelstwa w moim życiu. Boję się, bo kiedy On tam wejdzie… wszystko stanie się światłem. Moje złe myśli, słowa, gesty, czyny… boję Mu się to pokazać. Ba, sam boję się na to patrzeć.
Pomóż mi, Jezus, bo chcę być na drugim brzegu. Chcę być przemieniony, odnowiony w Twoim Duchu. Pomimo mojego oporu i lęku wejdź do mojego serca i zapal światło Twej miłości miłosiernej tam, gdzie ja sam boję się wchodzić, gdzie sam boję się okazać sobie miłosierdzie. Daj mi odwagę i siłę do zmierzenia się z ciemnością mojego serca, do wejścia w nią i oddania Tobie!
„To Ja jestem. Nie bój się!”