Chować w sercu
Matka Jego chowała wiernie te wspomnienia w swoim sercu. Łk 2, 41 – 51
Zaintrygowała mnie postawa Maryi, która w swoim sercu chowa i rozważa to, co spotyka ją i Jezusa. A dlatego mnie to zaintrygowało, gdyż zbyt często w moim życiu chciałem zapomnieć o tych wszystkich przykrych i trudnych wydarzeniach, o krzywdach i zranieniach. Chciałem od tego uciekać, chciałem to ukryć, czasem nawet zanegować albo pomniejszyć wagę tych wydarzeń w moim życiu. I chyba wielu ludzi tak ma, wielu tak właśnie czyni.
A dla Maryi nie było to łatwe wydarzenie, podobnie jak proroctwo Symeona o mieczu boleści. Ona się temu wszystkiemu dziwi i rozważa w sercu. Próbowałem sobie dziś wyobrazić, co mogła czuć Maryja, jako kobieta, szukająca przez trzy dni swojego jedynego, ukochanego syna. Mogła nawet odchodzić od zmysłów, bać o Niego, zadręczać pytaniami i wątpliwościami. Być może Józef był tym, który próbował panować nad sytuacją i jakoś uspokajać Maryję. Nie wiemy bowiem, jak ona reagowała, ale wiem, jak często reagują kobiety w podobnych sytuacjach.
Maryja, choć doświadczyła bólu serca, o czym sama mówi Jezusowi, to jednak nie wypiera tego doświadczenia, nie ucieka od niego, nie zapomina. Ona właśnie chowa je w swoim sercu. Zapytałem siebie: dlaczego? Dlaczego mam pamiętać to wszystko? Przyszła mi taka myśl, którą odczułem mocniej podczas moich ostatnich rekolekcji. Mianowicie – tam był Bóg. W tym jej bólu, trosce, cierpieniu był Bóg. Ona zachowywała wspomnienie o tym, by nie zatrzeć śladów Bożej obecności. Skąd to wiem? Ja tego nie wiem rozumem, ja to bardziej odczuwam czy przeczuwam. Ostatnio bowiem na moich rekolekcjach zacząłem być Bogu bardzo wdzięczny za… wszystkie trudne momenty mojego życia, za sytuacje, w których doświadczyłem krzywdy, bólu, cierpienia, zranienia. Nie tyle wdzięczności za to, że to mnie spotkało, ale właśnie dlatego, że zobaczyłem, iż On w tym wszystkim był. Zobaczyłem w moich trudnych, a czasem traumatycznych wydarzeniach twarz Boga, który cierpiał razem ze mną, który współ-odczuwał ze mną, który nawet wbrew moim ówczesnym odczuciom – nigdy mnie nie zostawił.
Bo przecież łatwiej jest mi w życiu przyjąć twarz Boga uśmiechającego się, czułego, troskliwego względem mnie. I On taki jest. Trudno natomiast przyjąć twarz Boga poniewieranego, poniżanego, udręczonego, wyśmianego, oplutego, pobitego… a przecież kiedy ja czegoś takiego doświadczam, to On ze mną również. Bo On jest właśnie wtedy ze mną. I jest bliżej mojego cierpienia, niż ja go doświadczam.
Chcę pamiętać wszystkie te sprawy w moim sercu. Nie po to, by je rozpamiętywać i rozczulać się nad sobą. Ale by odczytać z nich ślady Boga. Nie chcę tych śladów zacierać. Chcę patrzeć z wdzięcznością na tego, który był ze mną wtedy. Chcę, by moje serce było podobne do serca Maryi, chowającej wiernie ślady Boga w sercu – pośród bólu i życiowych trudności.