Bądźcie doskonali
Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują… Mt 5, 43 – 48
Próbowałem dziś spojrzeć szerzej na miłość nieprzyjaciół. Wcale nie jest łatwo kochać kogoś, kto mnie skrzywdził, nadepnął na odcisk, notorycznie ignoruje, manipuluje mną i moimi emocjami, kto ciągle podkłada mi świnię i wbija szpile… Wtedy emocje mocno we mnie grają i ciężko o wyważoną reakcję. Bo na czym polega miłość? Bynajmniej nie jest reakcją emocjonalną na czyjeś zachowanie czy emocje. Miłość to działanie, to czyny, które są zaangażowaniem w życie drugiego człowieka. I to zaangażowaniem pozytywnym, aż po wydanie życia za drugiego.
Kiedy spotka mnie coś złego, przykrego, nieprzyjemnego ze strony bliźniego (kimkolwiek by był), potrzebuję jakoś nazwać i wyrazić emocje, które we mnie się rodzą. Bo mam do nich prawo, są naturalną reakcją na to, co mnie spotkało. Ale to wyrażenie siebie nie ma być atakiem na drugiego – wtedy staję się agresorem. Piszę o rzeczy trudnej dla mnie. Chodzi o wypowiedzenie moich emocji, które będzie obroną samego siebie, mojego życia i wartości. Mam prawo zapytać, dlaczego mi to robi, dlaczego mnie krzywdzi. „Dlaczego mnie bijesz?” – pyta Jezus podczas swojego procesu. Jeśli mam kochać bliźniego jak siebie samego, to szacunek względem siebie samego skutkuje tym samym wobec mojego bliźniego.
Kiedy bliźni się wypowie, kiedy wyrazi swoje emocje, wtedy mogę z nim rozmawiać, mogę go zrozumieć, szukać porozumienia, jedności, życzliwości. A co, kiedy to się nie uda? Kiedy próby porozumienia spełzną na niczym? Słońce świeci na dobrych i złych, deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Trudne to, bo tak często chciałbym z mojego „podwórka” przegonić ludzi, z którymi nie chcę przebywać, których nie lubię, z którymi ciężko nie tylko mi – innym również. To sytuacje, na które nie mam wpływu, wobec których jestem bezsilny…
Tu się zaczynają schody, bo Jezus nie stawia żadnych warunków. Miłuj tego człowieka. Bądź dla niego życzliwy i nie odpłacaj mu tym samym. Módl się za niego, nie przeklinaj go. Bądź inny, bądź doskonały, jak Ojciec Twój w niebie jest doskonały. Doskonały, to znaczy pełen miłości, życzliwości, wyrozumiałości. Doskonały, to znaczy biorący na siebie zło i zatrzymujący je na sobie. Tym właśnie jest krzyż Chrystusa.
Dla mnie miłość nieprzyjaciół to coś więcej. To nie tylko ludzie, choć to w pierwszym rzędzie. To również zgoda na świat wokół mnie, na otaczającą mnie rzeczywistość, która nie zawsze jest mi przyjazna, ułatwiająca życie, przyjemna. To zgoda na moją historię życia (a więc traktowanie siebie samego jako przyjaciela, a nie wroga, którego trzeba zwalczać), na ludzi wokół mnie, których sobie nie wybierałem, na trudności życiowe, przeszkody, „złośliwość” rzeczy martwych, itd. Miłość nieprzyjaciół to postawa, która zawsze płaci dobrą, wartościową monetą, za zło, krzywdę i przeciwności. To postawa, która jest bardzo trudna, bo choć walczę o dobro, szacunek dla siebie i jedność – to zgadzam się pójść na krzyż w sytuacji, kiedy już nic innego nie można zrobić.
Panie, nie umiem tak kochać. Chcę…