O bliskości
Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już dłuższy czas, rzekł do niego: «Czy chcesz wyzdrowieć?» Odpowiedział Mu chory: «Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. J 5, 1-16
Znów o bliskości…
Jezus ujrzał leżącego człowieka. Widział wielu chorych, którzy tam leżeli, ale tego naprawdę ujrzał, zobaczył. W tym spojrzeniu jest intencja patrzenia i spotkania. Jakby mówił „Widzę cię, widzę twoje życie, widzę twoją historię, twoją chorobę. Widzę cię.”
Bo ktoś może na mnie patrzeć i mnie nie widzieć. Może we mnie widzieć swoje projekcje, swoje oczekiwania względem mnie, może widzieć swojego ojca lub matkę… może to wszystko widzieć. Ale nie mnie – takiego, jakim jestem.
Jezus mnie widzi.
Ujrzał go leżącego, więc niesprawnego, w jakimś sensie upokorzonego.
Poznał, że czeka długo.
On zna to, w czym ja leżę i wie, że leżę już długo. Wie, że czekam.
To czekanie mówi o pragnieniach i o nadziei. Gdyby chory jej nie miał, na nic by nie czekał i to czekał tak długo. Jezus też wie, ile ja czekam, że to długo…
I o to go pyta: Chcesz wyzdrowieć? Tzn. Czego pragniesz?
On zawsze pyta o pragnienia. „W ciemności idziemy, w ciemności, do źródła Twojego życia. Tylko PRAGNIENIE jest światłem” (kanon Taize).
„Nie mam człowieka”. Nie mam relacji, nie mam więzi, bliskości. Jezus pyta go o pragnienia, a ten mówi Mu o brakach.
Ta bliskość się już tworzy, bo Jezus już przybliżył się do niego, ujrzał go, zatrzymał się przy nim (a nie przy kimś innym).
Wstań i weź łoże i idź. Powstań, weź swoje życie z jego historią, z jego krzyżem, z jego czekaniem i chodź. Masz dość siły, by to unieść i ponieść dalej. Już cię nic nie paraliżuje, nie ogranicza, nie zamyka.
Uzdrowiła go bliskość z Jezusem i to w taki sposób, że to Jezus się do niego przybliżył, a nie odwrotnie. Czy Mu na to pozwolę? Bo tak często bronię się przed bliskością, wchodząc w intelektualizowanie, w górnolotne myśli, w powierzchowność, w rozmaite ucieczki.
Uzdrawia bliskość. Uzdrawia Obecność Jezusa, realna i konkretna.
On już nie musi czekać na poruszenie wody, sam może się teraz poruszać i jego życie może poruszać innych (do miłości).
Żydzi nie zwrócili uwagi na uzdrowienie, lecz na to, że on nie może nosić swego łoża w szabat. To takie super-ego, taka krytyczna część, która nie lubi życiodajnych zmian, lecz woli status quo, woli stabilizację i poczucie bezpieczeństwa. To jak u uczniów z Emaus, których śmierć Jezusa „zaledwie” zasmuciła, ale to, co naprawdę ich przeraziło – to, że Jezus żyje! Przeraża często życie, zdrowie, miłość, prawda, dobro…
On odnajduje mnie w świątyni mego serca i mówi: nie grzesz więcej. Nie dlatego, że tak nie wolno, że przekraczasz prawo. Tu nie chodzi o moralność ani o przestrzeganie prawa.
Grzech zrywa więzi, grzech niszczy bliskość.
Wydaje się, jakby Jezus groził mu palcem, a On chce mu tylko powiedzieć, żeby dbał o bliskość i więzi. Że konsekwencje zrywania są straszne: oddzielenie, samotność, pustka, a wreszcie piekło – już tu na ziemi.
On znał smak życia, w którym mówił „nie mam człowieka”. Teraz spotkał Syna Człowieczego, który szuka bliskości. Jedynie tego.