Niewiara i upór
Wyrzucał im brak wiary oraz upór… Mk 16, 9 – 15
Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie. Tak mówi dziś Marek. Lecz uczniowie jej nie uwierzyli. Kobietom wtedy z zasady mniej wierzono. Więc można by to jeszcze jakoś usprawiedliwić (naciągając). Ale potem mowa o spotkaniu z uczniami wracającymi z Emaus. To wydarzenie szerzej opisał Łukasz i tam nie ma mowy wprost o niewierze czy uporze. Ale Marek tak to zanotował (być może sam św. Piotr mu to dyktował). Okazuje się, że im także nie uwierzyli. A to już mężczyźni i było ich dwóch (a w prawie żydowskim na słowie dwóch lub trzech świadków można oprzeć sprawę sądową). Więc sprawa niewiary i uporu to nie kwestia płci czy innych okoliczności zewnętrznych. To kwestia serca.
Potem pojawia się Jezus, który im ten upór wyrzuca. Upór w niewierze. Ale komu? Nie samemu Jezusowi. Oni nie uwierzyli świadkom, którzy Jezusa widzieli! Słowa o niewierze i uporze są skierowane też do mnie, jako ucznia Chrystusa, do każdego człowieka dzisiaj. I te słowa mówią o tym, że Słowo będzie przychodzić przez świadków, a więc przez ludzi – tak samo słabych i grzesznych, jak inni. Że to nie archanioł jakiś z nieba, za pomocą długiej tuby lub trąby będzie obwieszczał nam Słowo. Lecz przez człowieka, przez świadka (z nich największą siłę ma świadek krwi – męczennik, który daje życie za Życie).
Pomimo tego, Jezus nie rezygnuje ze swoich uczniów. Zaraz mówi im, by szli na cały świat i głosili. Co głosili? Słowo – Ewangelię. By głosili to, czemu do tej pory nie dowierzali w swoim uporze. Bóg to jednak ma niesamowite poczucie humoru. Z jednej strony pokazuje to, że Bóg, owszem, wyrzuca im upór, ale nie zatrzymuje się na tym, ani ich to nie dyskredytuje. Po prostu Jezus mówi swoje, a potem mówi im o przyszłości – „idźcie i róbcie to, do czego was wezwałem”. Z drugiej zaś pokazuje, że Bóg chce się posługiwać narzędziami, które są słabe, mają problemy z wiarą, noszą w sobie lęki, poczucie osamotnienia, braku bezpieczeństwa i co tam jeszcze w człowieku może się znaleźć. Ważne, by człowiek chciał głosić (i to życiem przede wszystkim). Chodzi o to, by pozwolił Bogu korzystać ze swoich rąk i nóg, z oczu, głosu, dotyku, ciepła – w jednym celu – by kochać. By Bóg mógł kochać innych przeze mnie. Jeśli Mu na to pozwolę, wtedy lęki mogą sobie być, przeciwności również, nawet opory. To On jest Źródłem Żywej Wody o wartkim prądzie – poradzi sobie z każdą przeszkodą, z każdym oporem…
Wydaje mi się, że to doświadczenie braku wiary oraz upór były potrzebne uczniom w dalszym głoszeniu, gdyż zostali poslani do ludzi ktorzy nie zawsze będą im wierzyć.