Wygoda
Gdy zobaczył to Matatiasz, zapłonął gorliwością… 1 Mch 2, 15 – 29
Najeźdźcy chcą zmusić Żydów do odstępstwa od wiary przez konkretny, widzialny czyn – złożenie ofiary bożkowi. Dziś się to może nie zdarza, jednak tę scenę przeniosłem do mojego serca. A tam ma ona miejsce i to wcale nierzadko. To momenty, w których składam ofiarę komuś lub czemuś innemu, niż Bóg. To momenty, w których moim priorytetem przestaje być miłość (ta przez wielkie M, czyli Boża miłość i ta moja miłość, przez małe m). Po prostu składam ofiarę bożkowi, jakkolwiek by go nie nazwać. Bóg wtedy i Jego miłość przestają być celem i sensem mego życia. Rozmieniam się na drobne.
Uświadomiłem sobie, że nie zawsze czynię tak, bo chcę zrobić źle. Ten Judejczyk, którego zabił Matatiasz, może też wcale nie miał w głowie złych zamiarów. Może nawet (zdarzało się to też wśród chrześcijan prześladowanych w pierwszych wiekach) złożył ofiarę, ale nie chcą w pełni wyprzeć się wiary. Nie zawsze czynię źle, bo chcę czynić źle. I nie zawsze nie czynię dobra, bo tak właśnie chcę. Nierzadko robię to po prostu z wygody, z konformizmu, z niechęci do wysiłku – a nie dlatego, że mam złe zamiary. Ta wygoda może mnie doprowadzić do zła (do dobra raczej rzadko lub wcale), ale złem nie jest sama w sobie. Powiedziałbym, że jest bliska ignacjańskiemu pojęciu „nieuporządkowane przywiązania albo uczucia”. Niby nie jest źle, ale życie nie idzie naprzód. Bo jednak jakieś pęta blokują i nie pozwalają żyć w pełni wolności.
A w ewangelii słowo o rozpoznaniu czasu swego nawiedzenia (Łk 19, 41 – 44). Jezus płacze nad Jerozolimą, która nie rozpoznała przychodzącego Boga. Żydzi – tak bardzo skupieni na swoim przeżywaniu wiary, na religijności pełnej drobiazgowych przepisów, nie rozpoznali Boga, który stoi pośród nich i działa. Czy nie rozpoznali Go ze złej woli? Niekoniecznie! Być może większość z nich nie rozpoznała Go właśnie z wygody, z komfortu jaki dawała im religia – przepisy ustalają, ile kroków można zrobić w szabat i już nie trzeba myśleć, nie trzeba być odpowiedzialnym, nie trzeba interpretować. A przede wszystkim można przestać być wrażliwym na przychodzącego Boga, bo wszak przepisy wszystko załatwiają. Mi też to grozi i nierzadko przychodzi zamknięcie na Boga. Kiedy tracę wolność, kreatywność, wrażliwość, otwarte oczy i uszy… Kiedy nie jestem w stanie zakwestionować siebie i swoich pomysłów… Kiedy szukam oparcia i zabezpieczeń poza Bogiem… I można tak wiele wymieniać.
Panie, dziękuję Ci za wszelkie kryzysy. Nie umiem ich przeżywać, ale wytrącają mnie z mojej wygody i wierzę, że ostatecznie prowadzą ku Tobie, zmieniając ciągle kurs mojej wędrówki z tej wygodnej, na tę gorliwą…
Panie, dziękuję Ci za wszelkie kryzysy………. bo to one prowadzą mnie do Ciebie. W czasie smutku i upadku wołam do Ciebie …RATUJ MNIE PANIE…….. Oczekuję Twojej natychmiastowej reakcji ,ale TY każesz mi czekać na Twój czas i Twoją wolę. Bo ty przez każde kolejne doświadczenie uczysz mnie cierpliwości i zmiany relacji do Ciebie i otoczenia. Dziękuję ,że jesteś ze mną i we mnie 🙂
Gorliwa wędrówka może być wygodna? Pytam, bo nie doświadczyłam wygody w podążaniu…
Droga do bliskości z Bogiem = rozbrat ze światem… a to wygodne (w kategorii wygody właśnie) na pewno nie jest, więc pytam – gdzie mieszka Mistrz, bo tylko tam jest mi po drodze.
Pytam, żeby już nigdy więcej nie pomylić drogi.
Owszem pytam… ale nie słucham świata bo tak mało miał do zaoferowania – ułudę, blef i ciemność. Czuję „Twój ból ból w moim sercu” , czuję i rozumiem dlaczego Jezus też płacze więc proszę z wielką skruchą… Panie prowadź, tylko wtedy już nigdy więcej nie pomylę drogi… +
***
a tak poza tym… dziękujmy Bogu za wszystko, za każdy dzień… za ten chmurny i trudny tym bardziej bo poprzez doświadczenie własnych niemocy (można nazywać kryzysami), które udaje się (mniej lub bardziej) pokonywać, zdecydowanie łatwiej jest dostrzegać i odczuwać nieustannie ratujące ramiona Opatrzności Bożej – Kto ma ze sobą Boga nie jest taki sam, kiedy jest sam – św. Bernard.
***
Synu mój, chcę, żebyś był uśmiechnięty i radosny w Panu. Zakonnik bowiem nie ma żadnej przyczyny do smutku, a wiele do radości. Ażebyś zaś mógł być zawsze pogodny i radosny, bądź zawsze pokorny i zawsze posłuszny.
/św.Ignacy Loyola/
Synu mój, chcę, żebyś był uśmiechnięty i radosny w Panu (!)
Idź swoją (!!!) drogą – radosny w Panu (!)
Kryzysy to nie przekleństwo ale wyzwanie.Tylko o siły, prosimy Cię, Panie+
Synu mój, nie zapomnij mych nauk,
twoje serce niech strzeże nakazów,
bo wiele dni i lat życia
i pełnię ci szczęścia przyniosą:
Niech miłość i wierność cię strzeże;
przymocuj je sobie do szyi,
na tablicy serca je zapisz,
a znajdziesz życzliwość i łaskę
w oczach Boga i ludzi
/Prz 3,1-4/