Pójść za…
Pójdźcie za Mną… Mk 1, 14 – 20
Te słowa są niesamowitym wołaniem Miłości. Bo Jezus nie wzywa, by pójść za jakimś programem partyjnym, jakąś wzniosłą ideą, pomysłem na życie czy czymkolwiek innym. On zaprasza do pójścia za Osobą. A tego nie da się zrobić bez miłości do niej. Za drugim człowiekiem pójdziemy wtedy i tylko wtedy, kiedy naprawdę i szczerze kochamy. Więc tak naprawdę Jezus tymi słowami wzywa uczniów do… miłości. Słowa Pójdźcie za mną, które są wezwaniem do pójścia po Jego śladach (naśladowanie) można również odczytać jako: Potrzebuję Cię! Miłość jest zawsze w potrzebie, bo do istnienia potrzebuje wzajemności, odpowiedzi.
Miłość w wydaniu Chrystusa jest niesamowita. Ma taką moc, że potrafi przemienić życie człowieka. I to do szpiku kości. Zawiera w sobie jednak element bardzo trudny. Aby się bowiem ta zmiana dokonała, muszę na nią pozwolić. A ja owszem, chcę iść za Chrystusem, chcę stawiać moje ślady na Jego śladach, ale nie zawsze chcę pozwolić kształtować się według tej miłości. Wtedy pytam sam siebie, czy ja naprawdę kocham? Bo wiem dobrze, że jeśli kogoś mocno kocham, to pod niego jestem w stanie wiele rzeczy zmienić w życiu. Tylko dlatego, że kocham. A przy Chrystusie… nie zawsze chcę coś zmieniać. Zmiana boli, wymaga wysiłku i zakwestionowania siebie. Nie zawsze mam na to ochotę. Chociaż… doświadczam ostatnio miłości Boga jako strumienia żywej wody, która bardzo powoli drąży moje serce. I nie zawsze wiem kiedy to się dzieje, ale… dostrzegam zmianę, widzę różnicę. Więcej wtedy kocham, więcej daję z siebie, uśmiecham się nawet do nieznajomych, dobrze myślę o innych i chcę ich dobra, kimkolwiek by byli.
Doświadczam w tym stałej gotowości Jezusa do kochania mnie. Dla Niego „czas już się wypełnił”. To ja jestem niegotowy, o czym On dobrze wie, i dlatego mówi, że Jego panowanie przybliżyło się do mnie, ale jeszcze nie wypełniło się! Potrzebuję nawrócić się, zmienić myślenie i uwierzyć w Słowo, które On do mnie mówi. Słowo, które wzywa do pójścia w Jego ślady.
Panie, chcę wprawić moje nogi w ruch i pójść za Tobą. Nie ma innej opcji. Najpiękniejsze z tego jest to, iż sam sobie tego nie wymyśliłem, bo nie potrafiłbym. To Twoja inicjatywa Panie i niczego innego sobie nie wyobrażam w życiu, jak tylko iść za Tobą, do upadłego!
ja przepraszam, że niezwiązane z tematem, ale mam pytanie, które muszę Ojcu zadać, bo już nie wiem, co mam myśleć. Pytanie brzmi: czy bycie introwertykiem to grzech? Samo „bycie” to pewnie nie, ale czy mam za wszelką cenę starać się to przezwyciężać?
Oczywiście, że to nie grzech. I po co to przezwyciężać? Jak każdy temperament i to, co się z nim wiąże (bycie ekstrawertykiem czy introwertykiem), ma swoje mocne, dobre strony oraz słabe. Chodzi o to, by dobre wzmacniać, a nad słabymi panować, czy też nad nimi pracować (np. choleryk może panować nad agresywnymi wybuchami). Ale tu nie chodzi o to, by to w sobie stłamsić, zdusić, bo to robienie sobie krzywdy. Temperament jest zasadniczo czymś wrodzonym, z tym się nie walczy 🙂
Bardzo dziękuję za odpowiedź 🙂
Miłość w wydaniu Chrystusa jest niesamowita. Ma taką moc, że potrafi przemienić życie człowieka
Potrzebuję nawrócić się, zmienić myślenie i uwierzyć w Słowo, które On do mnie mówi. Słowo, które wzywa do pójścia w Jego ślady.
Ja bardzo konkretnie i boleśnie doświadczam tego, jak bardzo jestem słaba i jak ciężko jest mi Go naśladować… Ale w sumie wolę potykać się idąc za Nim, niż żyć w iluzji samowystarczalności i chodzić własnymi ścieżkami… 🙂