Umiłowany syn
Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. Mt 3, 13 – 17
Tak mówi Ojciec o Jezusie, który właśnie wyszedł z Jordanu. A w tymże Jordanie Żydzi wyznawali swoje grzechy i nawracali się. Więc Jezus wziął te ich grzechy na siebie i poniósł na krzyż. A Ojciec mówi o Nim: mój Syn umiłowany.
Uświadomiłem sobie, że o mnie również Bóg tak samo mówi. Nie wtedy, kiedy jestem OK, kiedy się staram, walczę, kiedy mi wychodzi, kiedy jestem „grzeczny”. Nie. Mówi mi to właśnie wtedy, kiedy jest zupełnie przeciwnie. Kiedy czuję się jak obarczona wielkim ciężarem łódź, głęboko zanurzona w wodzie, podtopiona nieomalże. Kiedy moje porażki i grzechy mnie przytłaczają, kiedy nabieram wody i zaczynam tonąć – wtedy właśnie słyszę te słowa: „jesteś moim umiłowanym synem, mam w Tobie upodobanie, jestem z Ciebie dumny”.
Zapytałem jednak siebie: czy ta tego doświadczam? Niekoniecznie. Poczułem, że w to dzisiejsze święto Chrztu Pańskiego, mam powrócić do mojego chrztu. A chrzest czyni we mnie dwie rzeczy: gładzi mój grzech oraz włącza mnie we wspólnotę Kościoła.
Kiedy mój grzech utrudnia mi doświadczenie miłości Boga? Chciałoby się powiedzieć – zawsze! Owszem, ale zobaczyłem szczególnie dwa niebezpieczeństwa. Pierwsze – kiedy tracę poczucie grzeszności, kiedy staję się mniej wrażliwy na prawdę o sobie samym. Wtedy Zbawiciel nie jest mi za bardzo potrzebny, bo z tymi drobiazgami, które trzeba przypudrować to sam sobie doskonale poradzę. Drugie – kiedy zbytnio koncentruję się na grzechu i nie umiem sobie wybaczyć. Te dwie sytuacje (swego rodzaju skrajności) nie pozwalają mi doświadczyć czułości o troski Ojca. Po prostu nie ma przestrzeni do spotkania. Ojciec naprawdę chce się ze mną spotykać w mojej słabości i grzeszności.
Włączenie we wspólnotę Kościoła… Ilu znam ludzi, którzy mówią: „Bóg tak, Kościół nie. Nie muszę iść do kościoła, mogę się pomodlić w swoim domu i będzie to samo”. No nie do końca. Bardzo nie. Bo wspólnota Kościoła jest Ciałem Chrystusa. Tak nazwał ją św. Paweł. I to Ciałem grzesznym, słabym, upadającym (użył greckiego słowa sarx, które na to wskazuje). Jest to dość skandaliczne. Mówienie więc, że Chrystus „tak”, a Jego Ciało „nie” – jest sprzecznością. Zresztą… św. Jan mówi to bardziej konkretnie: jesteś kłamcą, jeśli uważasz, że kochasz Boga, a brata swego nienawidzisz.
Uświadomiłem sobie, że te słowa wypowiadam przeciwko sobie. Bo mnie inni czasem męczą, denerwują, nie ze wszystkimi mi po drodze. Nie kocham wszystkich ludzi wokół mnie. A mój Bóg jest wcielony. Można Go dotknąć, zobaczyć, usłyszeć… w moich bliźnich właśnie, bo jesteśmy Ciałem Chrystusa. Mam kochać, choć to Ciało Chrystusa, które nazywamy Kościołem, jest niedoskonałe, grzeszne, słabe, nieidealne. To jest przeciwko mnie, bo nie umiem jeszcze kochać. Nie umiem tak kochać.
Powrót do chrztu to uwierzyć, że jestem umiłowanym Synem Boga w mojej słabości i grzechu. To pokochać również wspólnotę, ludzi wokół mnie, Kościół, bliźnich… bo Bóg pierwszy mnie ukochał. Mój chrzest mnie w to wprowadził i ciągle wprowadza. Naprawdę mogę usłyszeć, że jestem umiłowanym synem Ojca. Czy chcę to przyjąć?
Bardzo pragnę, czyli coraz wyrazniej, by spotykać Boga w mojej slabości i grzeszności.
Nie umiem tak kochać, by znosić cierpliwie tych, którzy są trudni dla mnie i wiedzą co jest dla mnie najlepsze…
Też bardzo brak mi obojętności sw.Ignacego, dlatego bardzo proszę o modlitwę za mnie. Dziękuję serdecznie
„Kiedy moje porażki i grzechy mnie przytłaczają, kiedy nabieram wody i zaczynam tonąć – wtedy właśnie słyszę te słowa: „jesteś moim umiłowanym synem, mam w Tobie upodobanie, jestem z Ciebie dumny”.
Dobrze jest usłyszeć te słowa… dają nadzieję, że Bóg kocha mnie nie mniej, gdy tonę z powodu grzechu… Gdy o tym zapomnę, to strasznie jest żyć… Ufność i tylko ufność prowadzą mnie w grzechu do Miłości Miłosiernej…
Ojciec naprawdę chce się ze mną spotykać w mojej słabości i grzeszności.
Bo mnie inni czasem męczą……… ?
To jest przeciwko mnie, bo nie umiem jeszcze kochać. Nie umiem tak kochać.
Nie umiem kochać w Bogu i stawać się „obojętna ” jak nauczał św. Ignacy