A nie chcieliście
Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Rz 8, 31b – 39
Ani to, co zewnętrzne, ani to co wewnętrzne nie może mnie odłączyć od miłości Chrystusa. Bo ta miłość do mnie nigdy się nie zmienia. Jest niezależna od okoliczności zewnętrznych (ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość…), jak również wewnętrznych (grzech). Bo czyż Bóg może o mnie zapomnieć i przestać mnie kochać? Czy rodzic zapomina i przestaje kochać swoje dziecko? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie (por. Iz 49, 15). Miłość Boga jest większa i przekracza to, co ludzkie. Moja słabość i grzech nie odpychają ode mnie mego Stwórcy i Ojca, lecz wzbudzają w Nim litość do mnie i pragnienie doprowadzenia mnie do zmiany na lepsze. On pragnie tylko i wyłącznie mego dobra i wszystko czyni dla mojego dobra – jak to wczoraj powiedział św. Paweł.
Lecz we mnie może być opór przeciwko temu. To właśnie Jezus zarzuca swoim ziomkom: Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci… a nie chcieliście (Łk 13, 31 – 35). Boża miłość wyraża się w konkrecie, wyraża się w Jego „chcę”. Bóg mnie chciał, uczynił mnie i moje istnienie jest dowodem na Jego miłość. Ale Żydzi nie chcieli – jak żali się dziś Jezus. To by pokazywało równocześnie ich miłość (albo raczej jej brak). W niektórych językach współczesnych na określenie „chcę” i „kocham” używa się tego samego słowa (np. hiszpański). Można by słowa Jezusa zamienić w ten sposób: „Ile razy okazywałem Wam miłość, jak czyni ojciec wobec swoim dzieci, a nie chcieliście jej przyjąć”. Zdałem sobie dziś mocniej sprawę, że moje „chcę” jest powiązane z „kocham” i zapytałem siebie: Czego tak naprawdę chcę? Innymi słowy: Gdzie jest ulokowana moja miłość?
Miłości Boga do mnie nie zaburza ani to, co zewnętrzne, ani to, co wewnętrzne. Tylko moje „chcę”, albo „nie chcę” może sprawić, że ją przyjmę, albo nie. Czasem okoliczności zewnętrzne (przeciwności losu, cierpienie, tragedie) sprawiają, że zaczynam wątpić w miłość Boga do mnie (dlaczego to na mnie dopuszcza?). Tylko że wtedy bardziej moja miłość słabnie, bo Bóg nie zostawia mnie samego. A grzech? Bóg kocha mnie z moim grzechem, przebacza Go i robi wszystko, by on mnie nie zatrzymał w pół drogi, lecz bym szedł dalej i stawał się lepszym człowiekiem (nawrócenie). Ale ja mogę „poczuć” się niegodny tej miłości, która naprawia moje zło – wtedy sam stawiam tamę miłości.
Bo Jego miłość do mnie jest jak źródło żywej wody, które płynie nieustannie w moim sercu. I nawet, gdy do serca nawrzucam kamieni i – niechcący – ten strumień próbuję zatrzymać albo zbudować tamę, to jednak moc miłości, moc Ducha Świętego powoli drąży wszystkie skały i zatwardziałości mego serca, by je ostatecznie skruszyć. Bóg jest cierpliwy i Jego miłość nie zna granic ani końca. Tylko ona zwycięża. Obym tylko chciał, obym tylko odpowiadał na nią, czyli kochał.
🙂
Ja też chcę! Chcę trwać przy Źródle i z Niego czerpać dla siebie i dla braci. Niech ta pewność Pawła będzie i we mnie korytem głębokim dla łaski Ducha.
Miłość Boga jest większa i przekracza to, co ludzkie.
Bo Jego miłość do mnie jest jak źródło żywej wody, które płynie nieustannie w moim sercu. Miłość, która nie przemija 🙂