Źródło życia
Wyjdźcie w góry i sprowadźcie drewno, a budujcie ten dom… Ag 1, 1 – 8
Prorok Aggeusz mocno rozprawia się dziś z moim wygodnictwem i pychą. Mam budować dom dla Pana, czyli moje serce. Wszak św. Paweł mówi, że jestem świątynią Boga, zamieszkuje we mnie Duch Święty. Ale z wygodnictwa czy też pychy zbyt często zajmuję się bardziej innymi rzeczami, niż budową tego domu, w którym mieszka Bóg. Zamiast o Niego, troszczę się o to, by „stary człowiek” miał wszelkie wygody i by zasadniczo nic się nie zmieniało. Przecież jest „tak dobrze” – po co to zmieniać?
Zdałem sobie sprawę, że ta budowa samego siebie w głównej mierze jest oparta na modlitwie. To nie jest tak, że moje życie się toczy i rzadziej lub częściej podejmuję modlitwę. A tymczasem to modlitwa jest życiem! Wszak modlitwa to wejście w relację z Tym, który mnie stworzył i dał mi życie. To modlitwa jest życiem, a wszystko inne, co mi się przydarza, to sprawy drugorzędne. Tylko nie zawsze tak jest. Czasem najpierw w planie dnia ustawiam modlitwę, a dopiero potem całą resztę, ale często jest odwrotnie – najpierw wszystko inne, a jak wystarczy czasu… wtedy dopiero Bóg. I dzieje się wtedy dokładnie tak, jak pisze prorok: dużo sieję, lecz plon mam lichy, zabieram się za jedzenie i picie, lecz nie nasyca to mojego głodu, pracuję, lecz owoce czasem są marne…
Mam wyjść w góry, czyli w to miejsce, gdzie zazwyczaj Bóg się objawia. Mam cały zanurzyć się w Źródle Wody Żywej, to jest w modlitwie, którą we mnie stale prowadzi Duch Święty. To Źródło z jednej strony obmyje mnie, oczyści, z drugiej – zaspokoi moje najgłębsze pragnienia. Oczywiście, życie to nie jest tylko modlitwa, mam przecież oprócz tego czynić sobie ziemię poddaną. Ale jestem świadomy tego, że Duch modli się we mnie stale. Ja ze swej strony mam wchodzić do tego Źródła tak często, jak tylko mogę i tak głęboko, jak potrafię. O resztę martwi się Pan. Modlitwa, która jest samym życiem, oczyszcza mnie i karmi – buduje w moim sercu Święte Świętych – Sanktuarium, w którym zamieszkuje Duch.
A Herod? Koniecznie chce zobaczyć Jezusa (Łk 9, 7 – 9). Nawet nie z ciekawości, ale aby obniżyć sobie poziom lęku. Bo setnikowi wystarczyło usłyszeć słowo Jezusa, by Jego sługa odzyskał zdrowie. Wiara przecie rodzi się ze słuchania, mówi św. Paweł (Rz 10, 17), a nie z patrzenia. Herod ma sumienie zamknięte na prawdę, którą głosił mu Jan Chrzciciel, więc boi się Jezusa i tego, co o Nim słyszy. Zacząłem zastanawiać się nad momentami w moim życiu, kiedy też potrzebuję zobaczyć Jezusa, kiedy chcę jakiegoś „namacalnego” czy bardziej „widzialnego” znaku Jego obecności. A może to z lęku? Bo kiedy „widzę”, to łatwiej mi to oswoić. A samo Słowo „zmusza mnie” niejako do zmiany postawy, zmiany siebie… a przecież niekoniecznie tego chcę. Jak to wyżej napisałem – stary człowiek we mnie lubi stabilizację, lubi napuścić wody do stawu i sobie przy nim wypoczywać. Tylko że w stojącej wodzie rosną glony i niemiło pachnie. Natomiast wartko płynące Źródło Wody Żywej zapewnia mojemu sercu radość, pokój, nawrócenie i prawdziwe Życie!
Wszak modlitwa to wejście w relację z Tym, który mnie stworzył i dał mi życie.
„Modlitwa jest życiem” – tak, bo kiedy jest pierwsza, w moim pierwszym, wolnym czasie, wtedy jestem „napełniona” spotkaniem z Nim, z moim Panem. Nie jestem „pusta”. A po spotkaniu z Panem trzeba iść do bliskich, męża, dzieci, obowiązków i dawać to, czego się zaczerpnęło ze Źródła. Dziękuję za to rozważanie.