Wygody ciąg dalszy…
Jezus wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać sprzedających w niej. Łk 19, 45 – 48
Jezus nie za dużo rzeczy robi w świątyni. Najczęściej naucza poza nią, znaki również czyni będąc w drodze. W świątyni nie jest za często. To tak na marginesie…
Dziś w świątyni robi porządek. Wyrzuca z niej sprzedających. Nakręcali koniunkturę, wszak przepisy mówiły, że trzeba złożyć ofiarę, czy bogaty, czy biedny. Ofiary były bardzo ważne i tak naprawdę ofiara symbolizowała ofiarowanie się Bogu człowieka, który ofiarę składał. Okazuje się jednak, że biznes przerósł to, o co w świątyni chodziło. A to wszystko z wygody. Po pierwsze tej, żeby zwierzęta na ofiarę były blisko, po drugiej – ludzie muszą je kupić, więc zbyt jest zawsze. Nie trzeba stamtąd wychodzić, żeby wszystko załatwić.
Ta wygoda jednak (która sama w sobie nie jest zła) prowadzi do zatarcia, rozmycia się tego, co boskie, z tym, co ludzkie. Owszem, tego nie można rozdzielać, wszak Bóg stał się Ciałem. Ale też nie można tego mieszać. Jak z naturą Chrystusa. Jest ona bosko-ludzka: bez rozdzielenia ale i bez zmieszania. Wygoda prowadzi do pomieszania porządków. Umiejętność stawiania granic i bycie w tym konsekwentnym to bardzo ważna rzecz. Miłość zawsze stawia granice, bo one chronią wolność. Wtedy nasze życie utkane z paradoksów nabierze sensu. Wtedy bliskość nie stanie się zlaniem w jedno, a dystans nie stanie się przepaścią. Bo jedno i drugie jest konieczne. Bliskość i dystans – zarówno z Bogiem, jak i drugim człowiekiem.
Kiedy Bóg stwarza świat, to czyni to stawiając granice pierwotnemu chaosowi. Rozdziela i nazywa: to jest niebo, to morze, a to jest ziemia. To jest dzień, a to jest noc i każdym rządzi inne ciało niebieskie. Wszystko ma swoje granice. Tylko w takiej przestrzeni człowiek może egzystować. To jest środowisko przyjazne życiu. Kiedy Jezus wypędza sprzedających, stawia granice – mądre granice. Nie po to, by mieć większy dystans do Boga, ale właśnie po to, by pomagały się do Niego zbliżyć, wejść w głębszą relację z Nim.
Panie Jezu, proszę Cię, porządkuj moje wewnętrzne targowisko, które czynię w świątyni mego serca. Naucz mnie mądrego stawiania granic i pomóż mi czynić wszystko nie z wygody, lecz miłości…
Hanno, chyba mamy odpowiedź:)
Piękna intencja modlitewna. Chętnie dołączę duchowo+
Twoja miłość Panie, dosięga Nieba…
https://www.youtube.com/watch?v=k1SBB0w1GAw
***
Miłość Boża przenika jak miecz do najgłębszych tajników naszej duszy i oddziela nas od nas samych.
/św. Joanna Franciszka/
Nie wiem, czy moje skojarzenie jest właściwe, ale przypomniał mi się ten werset: ” Miłości pragnę, nie krwawej ofiary,
poznania Boga bardziej niż całopaleń. ” (Oz 6,6).
„Miłość zawsze stawia granice, bo one chronią wolność.” W relacji z drugim człowiekiem sprawa wydaje się prosta. Pytanie – gdzie miłość stawia granice w mojej relacji z Bogiem? Czasem boję się, że tę granicę przekroczę i nie będę wiedziała nawet kiedy się to stanie. Jak ma się wyrażać moja bliskość i dystans w stosunku do Boga? Proszę o odpowiedź.
Pytanie – gdzie miłość stawia granice w mojej relacji z Bogiem? Czasem boję się, że tę granicę przekroczę i nie będę wiedziała nawet kiedy się to stanie. Jak ma się wyrażać moja bliskość i dystans w stosunku do Boga? – to także moje pytania, ostatnio bardzo intensywne. Boję się, że tę granicę przekroczyłam
Z jednej strony cieszę się, że nie jestem sama, z drugiej strony martwię się, że chyba nikt nie będzie w stanie rozwiać moich wątpliwości. Przecież nikt poza Bogiem nie wie co dzieje się w moim sercu. A może to tylko bezsensowne dylematy zakochanej kobiety i nie ma sobie czym zawracać głowy. Przecież to, czego najbardziej pragnę, to kochać Go tak, jak ON tego chce. Czy mogę więc zabłądzić, jeśli Jemu samemu powierzę moje rozterki?