Potrzebuję Cię!
Jan zobaczył Jezusa, nadchodzącego ku niemu… J 1, 29 – 34
Bóg nadchodzi. Idzie ku człowiekowi. Tylko on się dla Niego liczy. Uczynił go z nieskończonej miłości i po to, by człowiek kochał. Miłość pcha Boga ku człowiekowi. Nie ma innego motywu, innego powodu, innej intencji – tylko miłość.
A ja? Ja zachowuję się jak pierwsi ludzie w raju – chowam się po krzakach. Bo widzę moją nagość, niegodność, słabość, grzeszność, z którą tak trudno czasem się pogodzić. Tam wtedy, w raju, Bóg również przechadzał się po ogrodzie w porze łagodnego wietrzyku. Ale ja czułem, że muszę się ukryć. To wszystko z lęku. Bałem się odrzucenia, potępienia, złości, poniżenia, surowości, obojętności a może nawet obrzydzenia, jakie mogło się pojawić na twarzy Boga patrzącego na mój stan po grzechu.
Jan nazywa Jezusa Barankiem Bożym, który gładzi grzech świata… Jezus idzie ku mnie. Nie z potępieniem, odrzuceniem czy poniżeniem. Idzie jako Ten, który chce mnie wyciągnąć z bagna. Jego jedynym celem jest zbawić mnie, tzn. uczynić coś takiego, co sprawi, że na nowo uwierzę w miłość Ojca, przyjmę ją i odpowiem najlepiej jak potrafię. Na Jego twarzy nie znajduję potępienia, lecz miłosierdzie. A jednak… czy w nie naprawdę wierzę?
Miłość Boża jest tak cudowna, że patrząc na mnie i mój grzech, nie tylko mnie nie odrzuca, lecz pokochawszy mówi mi: Potrzebuję Cię! Duch Święty zlecił Janowi misję, by chrzcił po to, by Jezus mógł się ukazać wobec wszystkich. Duch Święty mówi nieustannie w moim sercu, bym stawał się coraz bardziej sobą, a więc tym, kim chce mnie mieć Bóg. A to wszystko po to, by przeze mnie mógł się pokazać Jezus. W moim życiu to On ma być widoczny, nie ja. Mam stać się przezroczysty. W moich myślach, słowach, gestach, uczuciach, czynach ma być widoczny działający Jezus – nie ja.
Sam z siebie nie potrafię tego. Jego miłość mnie do tego uzdalnia. Miłość Jezusa, który jest Barankiem Bożym, gładzącym mój grzech. Miłość, która wypowiada swoje odwieczne: Potrzebuję Cię!