Uwijać się
Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Łk 10, 38 – 42
Mogę mieć Jezusa pod dachem i zajmować się sobą. Życie wciąga jak wir rwącej rzeki i nie pozwala na chwilę odpoczynku, na zatrzymanie się i zastanowienie. Tak właśnie działa Marta w moim sercu. I nawet nie chodzi o to, co mam do zrobienia codziennie i co absorbuje moją uwagę. Chodzi o czas modlitwy i czas Eucharystii. W tych momentach schodzę w głąb sanktuarium mego serca, by spotkać się z moim Stwórcą, Panem i Zbawicielem. Ale czy rzeczywiście dochodzi do spotkania?
W mojej głowie jest często młyn, albo karuzela. Nie umiem zatrzymać myśli, które wstrzeliwują do mojej świadomości coraz więcej informacji, niezałatwionych spraw, osób i relacji – mniej lub bardziej udanych i uporządkowanych. Każda z tych myśli jest jak młody piesek albo małe dziecko, które domaga się mojej uwagi i stale chce się bawić. Nie ma chwili na zatrzymanie, zastanowienie – na to, by usiąść u stóp Pana i posłuchać. Ta sytuacja ciągłej wewnętrznej bieganiny wywołuje we mnie reakcję gniewu (nawet nie wiem do końca na kogo), złości, pretensji, żalu, stresu, szarpaniny (przeważnie z samym sobą). Czy potrzebnie?
Uświadomiłem sobie, że na to wszystko jest jedno lekarstwo – usiąść u stóp Pana i słuchać. Po prostu zatrzymać się i słuchać. Podobnie zrobili mieszkańcy Niniwy, których prorok Jonasz przestrzegał przed katastrofą (Jon 3, 1 – 10). Bo czymże jest nawrócenie? To zatrzymanie się w miejscu. Król przestał załatwiać swoje sprawy, zdjął płaszcz królewski i usiadł w popiele. Podobnie zrobili ludzie. Pewnie gdybym był wtedy w Niniwie jako turysta, to uznałbym to miasto za wymarłe. Ale tego mi właśnie potrzeba – zatrzymania się i posłuchania swego serca, w którym mieszka i mówi do mnie Bóg. Usiąść i słuchać. Zatrzymać się.
Na tym polega nawrócenie – zatrzymać się, usiąść i słuchać. Dopiero z tego można podjąć działanie. Nie odwrotnie. Za każdym razem, kiedy coś pcha mnie w zbytni aktywizm, wywołując przy tym niczym nie uzasadnioną nerwowość, stres, pośpiech – pytam siebie wtedy – po co? Gdzie tak pędzę? Może to ma mnie jakoś wykoleić, wytrącić z równowagi? Czy naprawdę jestem w kontakcie ze swoim sercem, w którym mieszka Bóg? Czy też coś innego lub ktoś inny chce mnie wprawić w nieuzasadniony ruch?
Dla mnie ostatnio pięknym czasem jest wieczorna adoracja – 30 minut, kiedy nie ma mnie dla nikogo, oprócz Boga i siebie samego. Ciężko się skupić na początku, bo natłok myśli jest niesamowicie silny. Ale po kilku dniach skupianie się idzie mi coraz lepiej. Staram się po prostu być obecny – tu i teraz i oddawać Bogu absolutnie wszystko, co pojawi się w moich myślach, uczuciach, pragnieniach. Bo wiem, że to ja mam panować nad moimi myślami i rozproszeniami, nad chaosem, który pojawia się w mojej głowie. Przy uczuciach nie można manipulować, ale myśli nie mogą się paść bez pasterza. Chcę więc siadać tak każdego dnia, zatrzymywać się i pozwolić wszystkiemu we mnie wybrzmieć. Tylko wtedy to ja będę panem mego życia, a nie odwrotnie. A będąc panem swojego życia, mogę (i chcę!) oddać całkowite panowanie jedynemu Bogu i Panu – Jezusowi Chrystusowi.
Może się to dokonać tylko siedząc u Jego stóp i słuchając Go…
Proszę Ojca o modlitwę. Bóg zapłać za rozważania 🙂
Może się to dokonać tylko siedząc u Jego stóp i słuchając Go…
Usiąść i słuchać….. Jakże tęsknię za tym każdego dnia…. i jakże trzeba wysiłku by „dojść do tego” aby usiąść …. aby się zatrzymać….
Dzięki za rozważanie.