Wierzyć na słowo
Sługa pewnego setnika, szczególnie przez niego ceniony, chorował i bliski był śmierci. Łk 7, 1 – 10
Zbawia mnie wiara. Wiem o tym dobrze. Ale czy przyjmuję i tak to przeżywam? Bo jeśli dobrze się wsłuchać w teksty Ewangelii, to codziennie dostaję kolejną lekcję wiary. Wczoraj był to starszy brat marnotrawnego syna, który był blisko ojca, lecz nie wierzył w jego bezwarunkową miłość i miłosierdzie. Dziś jest nim setnik, poganin i okupant, który daje mi lekcję prawdziwej wiary.
Najpierw zadziwia mnie i porusza jego postawa względem Jezusa. Choruje ktoś mu bardzo bliski, cenny dla niego. Słyszy o Jezusie, ale nie idzie do Niego sam. Najpierw posyła do Niego starszyznę żydowską, a kiedy Jezus zbliża się do jego domu – wysyła z misją swoich przyjaciół. Oni w jego imieniu rozmawiają z Panem. Pomyślałem z jednej strony o sile modlitwy wstawienniczej, kiedy jest zanoszona z wiarą. Bo wiara jest tu kluczem – wiara setnika, którą Jezus postawił ponad wiarę Żydów (bardzo wierzących wszak ludzi).
Tę wiarę setnik pokazuje na przykładzie – choć sam ma nad sobą dowódców, to jednak pod sobą ma żołnierzy i sługi. A oni? Wierzą mu na słowo. Cokolwiek im powie, oni to robią i nie musi sam być przy ich czynnościach. W życiu też tak robię, że wierzę ludziom na słowo. Ale czy zawsze wierzę Jezusowi na słowo? Tak często (może zbyt często) chcę się upewnić, chcę dotknąć, osobiście sprawdzić, kontrolować… wiem, ostatnio dużo piszę o perfekcjonizmie, ale to skojarzenie znów mi przychodzi do głowy. Pokusa kontrolowania wszystkiego, sprawdzania, osobistego doglądania… to przecież brak zaufania, to wyłażący z wszystkiego lęk i stawanie się pępkiem świata, wokół którego wszystko ma się kręcić. Zbyt wiele tego ostatnio dostrzegam w moim życiu. Być może dlatego właśnie setnik nie przychodzi sam do Jezusa, lecz wysyła posłańców przed sobą. Wierzy Jezusowi na słowo. Pokazuje w ten sposób również swoją pokorę – nie jestem godzien, abyś wszedł pod mój dach – nie chce fatygować Mistrza, przecież wystarczy Jego słowo!
Porusza mnie wiara setnika. Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie (pod dach mego serca), ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja – te słowa wypowiadam w każdej Eucharystii, tuż przed momentem, kiedy mój Pan, w postaci sakramentalnej, zstąpi do mego ducha, karmiąc go i ożywiając. Ale czy na pewno wierzę w te słowa? Dla setnika ów sługa był bardzo cenny. Co dla mnie jest cennego? Pomyślałem o mojej duszy, o tym, co we mnie nieśmiertelne. Tylko czy dbam o nią tak samo, jak o wiele rzeczy zewnętrznych, materialnych i strasznie ulotnych? Czy wierzę Jezusowi na słowo w sytuacji, gdy On chce mnie dotknąć i uzdrowić? Szczególnie w momencie przyjmowania Go w komunii? To jest ten moment, w którym mogę przez chwilę trwać w ciszy i pozwolić Mu uzdrawiać mnie. Jaka jest wtedy moja wiara?
Panie, nie jestem godzien…
Jak dbam o moją duszę ? No właśnie – na tyle spraw znajduję czas, życie codzienne tak mnie absorbuje, a to co najważniejsze pozostaje gdzieś z boku….
Panie Jezu zaczynam to widzieć, ale tak trudno to realizować, bardzo Cię proszę pomóż.
Panie, nie jestem godzien…
Dzieki bardzo za rozważanie….