Buntownicy
Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. Łk 15, 1 – 32
Zdecydowanie bliżej mi do starszego syna. Zauważam mnóstwo podobieństw, które jednak bolą. Zagubić się można zawsze i wszędzie. Zagubić się można będąc daleko od domu (jak owca i młodszy syn), ale zagubić się można również będąc blisko (jak starszy syn), a nawet będąc w domu (jak drachma). To nie jest tu istotne. Jezus opowiada te trzy przypowiastki tym, którzy myśleli, że są bardzo blisko i zagubienie się im nie grozi.
Starszy syn to postać dla mnie tragiczna. Choć wierzę, że ostatecznie wszedł do domu. Zadziwia mnie i wydaje mi się, że młodszy nigdy nie wyrzekł się swego synostwa, choć w jakiś sposób je zszargał. Kiedy przeżywa swój drugi bunt (mój ulubiony), kiedy wreszcie dotknął takiego dna, że już tylko można w nie zapukać, wtedy się obudził: „Dosyć! Nie mam zamiaru dłużej tak żyć!”. I wrócił do ojca. Jego słowa są cudowne: Zabiorę się i pójdę do mego ojca… Wraca do ojca, a więc jest synem i za takiego się uznaje. Natomiast ma zamiar powiedzieć ojcu, by ten go uczynił jednym z najemników. Ale on sam tego nie zrobi. To ojciec ma zdecydować, czy przyjmuje go jako syna, czy jako najemnika. On wie, że jest synem i kropka.
A starszy syn? Z nim jest gorzej. Kiedy odkrywa, co się dzieje w domu po powrocie młodszego, nie chce wejść. Wybucha pretensjami, kiedy przychodzi do niego ojciec i mu tłumaczy. Buntuje się. I co mówi? Oto tyle lat ci służę… On sam nie uważa siebie za syna, lecz za sługę. Mam wrażenie, że nawet kiedy ojciec wypowiada do niego te cudowne słowa, które zacytowałem na początku – on im nie wierzy. Ojciec mówi mu prawdę, lecz syn ma w głowie inny jego obraz. Ma głęboko zakorzenione, że na miłość musi sobie zaharować ciężką pracą od świtu do nocy, że miłość nie jest za darmo, że trzeba sobie zasłużyć… A teraz? Wrócił młodszy syn, powstało wielkie poruszenie i w starszym coś pękło. Ma tego dość! To też bunt, ale innego rodzaju. Może wkurzył się, że widocznie za mało jeszcze pracuje i ciągle nie zasługuje, chociaż… nie musi tego robić. Już ta sytuacja z młodszym pokazuje, że jest inaczej niż myśli, że ojciec nie jest taki, jak mu ktoś w głowie umeblował. Tylko że on w to nie wierzy, nie umie tego przyjąć, stawia opór tym myślom, buntuje się.
Tak naprawdę to najbardziej jest wkurzony i zbuntowany na samego siebie. Bo widocznie ciągle nie jest tak doskonały, by zasłużyć na miłość i przyjęcie – nawet, gdy to przyjęcie zostaje mu okazane. Nie wierzy w nie. Nie umie siebie przyjąć, przytulić, być odrobinę bardziej wyrozumiałym, cierpliwym i miłosiernym. Do tego stopnia zaciął się w sobie, że młodszego syna nie potrafi nazwać swoim bratem. Zwracając się do ojca nazywa go „twój syn”, kiedy ten wraca z drogi swego buntu.
Dlaczego młodszy wrócił? Nie ma wzniosłych argumentów i pragnień. Jest po prostu głodny. U ojca nawet najemnicy mieli chleba pod dostatkiem. To głód wzmaga w nim bunt. A moje głody? Mam ich mnóstwo, ale jeden wybija się na czoło. Problem polega na tym, że wydaje mi się, iż jeszcze nie jestem wystarczająco dobry, jeszcze nie zarobiłem, nie zasłużyłem na jego zaspokojenie…
I ojciec… cudowny ojciec, który bez mrugnięcia okiem przyjmuje jednego buntownika, który bez żadnej obrazy i poczucia wyższości wychodzi i tłumaczy drugiemu buntownikowi… Dlaczego mi tak trudno przyjmuje się takiego Ojca?
Cała ta historia jest dlatego, że do Jezusa zbliżali się wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Bo te przypowieści są mocno autobiograficzne. Jezus nie tylko opowiedział w nich o Bogu Ojcu. On robił dokładnie tak samo. Stąd przychodzili do Niego jedni buntownicy (celnicy, prostytutki, grzesznicy), a inni buntownicy mu to wypominali (faryzeusze).
Tylko dlaczego czasem tak trudno mi zbliżyć się do Jezusa? Dlaczego nie chcę zaspokoić mojego głodu u Niego?