Teraz
Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie… Łk 6, 20 – 26
Zatrzymały mnie dziś słowa „teraz”. Jezus powtarza je kilka razy. Zdaje się więc, że to tekst o tym, co teraz i o tym, co kiedyś. Błogosławieni ci, co teraz są ubodzy, teraz głodują, teraz płaczą, którzy teraz są prześladowani, wyklinani, lżeni… Teraz. Są błogosławieni, bo będą (kiedyś) nasyceni, pocieszeni, otrzymają nagrodę.
Spotkałem osoby, które mówiły mi, że co im po jakiejś niepewnej nagrodzie kiedyś, skoro teraz dzieje im się źle. Prawda. W oryginale greckim, kiedy jest mowa o bogaczach, którzy odebrali już swoją pociechę, użyte jest słowo mówiące, że „całą” pociechę. Tak, jakby dla nich już nic więcej nie było potem… Podobnie Jezus mówi o faryzeuszach, którzy modlą się i poszczą pod publiczkę, wystając na rogach ulic i świątyni. Odebrali już swoją nagrodę. Jest to więc pytanie, kiedy chcę odebrać moją nagrodę? Bo nagroda jest, wbrew myśleniu, że to trzeba tak bezinteresownie, nie dla nagrody… Ale kiedy chcę ją odebrać? Jeśli teraz, to…
I w tym znalazłem coś, co mnie bardzo poruszyło. Bo sobie uświadomiłem, że Bóg przychodzi TERAZ. Więc Ci, którzy TERAZ cierpią biedę, płaczą, głodują, są prześladowani – są w centrum spotkania z Bogiem. Można się na to zamknąć i pogrążyć w rozpaczy, marazmie, obojętności. Ale Bóg przychodzi teraz i w tym moim teraz chce się ze mną spotkać. Takim, jakie owo teraz jest – biedne, łzawe, prześladowane, głodne… zwłaszcza głodne Jego i Jego miłości. Okoliczności zewnętrzne są, jakie są. Ile mogę zmienić, tyle robię. Ale w wielu sytuacjach staję bezsilny, przyparty do muru i mogę jedynie… zgodzić się na to, co mnie spotyka. W tym także jest Bóg, bo to jest moje TERAZ. Kiedy spotyka mnie niesprawiedliwość, jakiś atak, bieda, prześladowanie – kim jestem, bym miał osądzać, a tym bardziej mścić się (na sobie, innych, okolicznościach). Najczęściej sobie tylko wyrządzę krzywdę. Moje błogosławieństwo więc może polega właśnie na tym, że to TERAZ przychodzi do mnie Bóg, TERAZ chce się ze mną spotkać, TERAZ chce dotknąć całego mojego życia.
Teraz mam się cieszyć i radować, a dosłownie cieszyć i podskoczyć (jak podskoczył w łonie Elżbiety Jan Chrzciciel na pozdrowienie Maryi) – bo moja nagroda jest w niebie. TERAZ przychodzi do mnie Pan. Spotkanie z Nim jest największym darem. Czy ważniejszy jest prezent, czy Ten, który mi go daje? Czy naprawdę chcę z Nim bliskości? Bo ową nagrodą, która czeka na mnie w niebie jest nic innego, jak bliskość z Nim. I to taka bliskość, od której nikt już i nic mnie nie oderwie. A jeśli ona może zacząć się już TERAZ? Czy ją przyjmuję?
Bóg zapłać. 🙂
Mądre i piękne rozważania. Dziękuję