Oddać ster
Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci. Łk 5, 1 – 11
Uderzyło mnie samo centrum dzisiejszego Słowa. Najpierw to, że Szymon wpuszcza Jezusa na swoją łódź, a potem że przekazuje dowodzenie Jezusowi, który nakazuje wypłynąć na połów. To niesamowite momenty, bo z jednej strony Szymon i towarzysze musieli być sfrustrowani nieudanym połowem, zmęczeni, zniechęceni, a więc niezupełnie skorzy do tego, by jeszcze raz gdzieś wypływać. Z drugiej zaś towarzysze doskonale wiedzieli, kiedy należy łowić ryby. Ta pora, o której Jezus kazał im wypłynąć była niezbyt sprzyjająca.
Moje ostatnie boje z perfekcjonizmem pokazały mi, że nie zawsze zgadzam się wpuszczać Jezusa na łódź mego życia. Bo przecież znam siebie – na moim życiu to znam się jak nikt, więc co On może tu zmienić? Wpuścić na łódź to jeszcze pół biedy, ale oddać ster? Absolutnie. „Panie Jezus, to moje życie – usiądź sobie tam w kącie i się ucz! Tak się to robi w sposób… idealny, perfekcyjny!” Tylko że najczęściej taka postawa prowadzi mnie do katastrofy. Sieci mojego życia stają się puste, a pycha wyniszcza moje serce od środka. Wtedy z całą mocą włącza się choroba perfekcjonizmu i każe mi ratować resztki gasnącego „honoru”. Broń Boże nie przyznawać się do porażki (głównie przed samym sobą), ukryć ze wstydem wszystkie niepowodzenia, grzechy, słabości, upadki. Nie dopuścić do tych najpilniej strzeżonych tajemnic nikogo, Pana Boga również.
Odkrywam, że nie ma innej drogi, niż pozwolić Bogu działać, oddając Mu prowadzenie mojego życia. Takimi słowami często się ostatnio modlę, ale w codziennych drobiazgach widzę, że ciągle jeszcze tkwię w starym. Na pewno trzeba cierpliwości. Najtrudniejsze momenty to te, kiedy jak Szymon, przybiegam do Jezusa i mówię Mu, by odszedł ode mnie, bo jestem człowiek grzeszny. Tylko że wtedy… ja odchodzę, nie Jezus. Perfekcjonizm nie pozwala mi przyjąć Jego miłości, cierpliwości i miłosierdzia. Bo przecież zawaliłem na całej linii, nie dałem rady. Miało być tak… idealnie, a wyszło jak zawsze – spartaczone.
Panie Jezu, Twoje dzisiejsze słowa mocno rzeźbią moją duszę. Nie wiem, jak sobie z tym wszystkim poradzić, choć próbuję (zupełnie niepotrzebnie). Bo to, co znajduje się w centrum dzisiejszego Słowa można streścić krótko – mam wpuścić Cię do mego życia i pozwolić Ci kierować Nim. Nic więcej. A to jest takie trudne. To trudniejsze niż wyczerpująca praca fizyczna. Bo nie ma nic trudniejszego na świecie niż wzięcie swojej woli w ręce i oddanie jej Tobie – jedynemu Panu i Zbawicielowi. Ładnie to ujął św. Ignacy z Loyoli, kiedy powiedział: Jest bardzo mało ludzi, którzy przeczuwają, co Bóg uczyniłby z nich, gdyby zaparli się siebie i całkowicie oddali się Chrystusowi Panu, aby On ukształtował ich dusze w swych dłoniach.
Czytajac dzisiejsza Ewangelię zrozumiałam,że Bóg chce mojego dobra,muszę upaść przed nim i powiedzieć:”Panie pomóż” i muszę w to bezgranicznie wierzyć.
Tak, wpuszczenie Jezusa i oddanie Mu steru, to jedyne dobre i mądre rozwiązanie. Ale niewiarygodne trudne, szczególnie w sytuacji, kiedy „przyjaciele” (albo dobitniej fałszywi przyjaciele) wykorzystują i zdradzają. Panie Jezu, myślę, że nie tylko ja oddaję Ci dziś poczucie niesprawiedliwości, wewnętrzne sponiewieranie i żal.
Też niestety znam ten problem perfekcjonizmu. Dzisiaj usłyszałam piosenkę, której ciągle nie mogę przestać słuchać.
Tekst i muzyka: http://www.tekstowo.pl/piosenka,beyonce_knowles,he_still_loves_me.html
Panie Jezu chcę być wolna w swoich trudnych sprawach. Chcę CI je oddać, ale przysparza mi myśl, czy nie staję się za wygodna? Oddać te troski Tobie a sama chodzić spokojna i zadowolona . Jak to naprawdę jest ?