Wzmacniał się duchem
Bo istotnie ręka Pańska była z nim. Łk 1, 57 – 66. 80
Jan Chrzciciel to jeden z moich szczególnych patronów. Kilka lat temu, dokładnie w tę uroczystość odprawiłem po raz pierwszy Mszę św. Jest dla mnie tym, który pomaga mi wskazywać na Jezusa. On sam przygotowywał ścieżki dla Pana a potem wskazał Go swoim uczniom nad Jordanem. Prawie zawsze przed sprawowaniem Eucharystii proszę, bym tak jak Jan wskazywał na Jezusa – nie na siebie. Chcę, by Bóg, który jednocześnie jest ukryty w sakramentalnych znakach, stawał się coraz bardziej „widzialny” dla ludzi, coraz bardziej przez nich doświadczany i to szczególnie podczas Eucharystii.
Porusza mnie historia przyjścia Jana Chrzciciela na świat. Najpierw pokazanie się anioła Zachariaszowi i jego niedowiarstwo, które skutkuje odebraniem mowy. Poczyna się Jan, co jest niesamowitym cudem, biorąc pod uwagę dotychczasową niepłodność Elżbiety i jej podeszły wiek. Dla Boga bowiem nie ma rzeczy niemożliwych, a mam wrażenie, że właśnie takie sytuacje lubi On „wykorzystywać” dla dobra człowieka. Bo wtedy człowiek Mu nie przeszkadza w działaniu swoim mędrkowaniem i ustalaniem granic: to się da, a tego się nie da. Kiedy człowiek po ludzku staje pod ścianą i orzeka, że już nic się nie da zrobić – wtedy wkracza Bóg. Wkracza tam, gdzie widzi otwartość, gdzie ludzie są w relacji z Nim, choć niekoniecznie wierzą, że coś się zmieni. Tak postrzegam Zachariasza i Elżbietę, którzy już pewnie pogodzili się z tym, że ich małżeństwo umrze bez potomstwa.
Bóg działa więc tam, gdzie po ludzku nic się nie da zrobić, działa w ludzkiej niepłodności dając płodność. A sam Jan? Dziś uderzyły mnie słowa o tym, że po narodzeniu, kiedy chłopiec rósł i wzmacniał się duchem, żył na pustkowiu. Pustkowie to kolejna przestrzeń, w której Bóg ma uprzywilejowane miejsce. Brak różnych wrażeń, brak tego wszystkiego, co zaprząta moją głowę sprawia, że jestem bardziej skłonny słuchać Boga i swego serca. Tak sobie wyobrażam Jana w tym czasie. Młodzieńca, który wzmacniał się duchem. Na pustkowiu nie miał pewnie za wiele „rarytasów”, by wzmacniać ciało – ale dla ducha była to prawdziwa uczta. Nie będzie przesadą, kiedy dodam, że wzmacniał się także Duchem (Świętym). Zresztą Nim został napełniony już w łonie matki i dlatego możemy świętować dzisiejszą uroczystość – bo normalnie człowiek staje się świętym po śmierci. Jan Chrzciciel (i Jeremiasz) są wyjątkami w Piśmie Świętym, o których mówi się, że zostali uświęceni przed narodzeniem.
Pomyślałem jeszcze o moich pustkowiach. Mogę je przeżywać każdego dnia. Pustkowia to te wszystkie miejsca czy sytuacje, na które za bardzo nie mam wpływu (mogę się na nie zgodzić), a które nie są dla mnie zbyt komfortowe. Mogą dotyczyć mojej modlitwy (niesprzyjające miejsce, okoliczności, rozproszenia), relacji, sytuacji życiowej. To poczucie, że coś może idzie nie tak, jak bym chciał, jak sobie zaplanowałem, że nie ma „wytchnienia” tam, gdzie bym go oczekiwał. Dla Jana takie miejsce jest sprzyjające dla spotkania z Bogiem i samym sobą. To na pustkowiu dorasta i wzmacnia się duchem. Zbyt wielkie bogactwo przedmiotów, wrażeń, relacji, przyjemności mogłoby stępić jego wewnętrzny odbiornik nakierowany na Boga, na siebie, na dobro bliźniego. Dlatego właśnie potrzebuję odejść na pustynię (cokolwiek to znaczy w moim życiu), wycofania się, stanięcia sam na sam ze sobą i Bogiem. Wtedy wzmocnię mojego ducha Duchem Świętym – Bogiem, który działa najbardziej tam, gdzie człowiek już nic nie ma swojego (nawet swoich myśli, pomysłów, idei, komplikacji) i może całkowicie wydać się w ręce dobrego Boga.
Ciesz,e się,że jest KTOŚ dla kogo jestem ważna i każdego dnia pochyla się nade mną i mnie prowadzi. Po rożnych zakątkach mojego życia. i każdego dnia mnie odkrywa na nowo 🙂
Gdy stoję pod ścianą i nic już nie da się zrobić, gdy przebywam na pustkowiu właśnie wtedy i do tych przestrzeni mojego życia przychodzi Bóg… który działa najbardziej tam, gdzie człowiek już nic nie ma swojego…
Wydać się w Twoje ręce, zostawić wszystkie ludzkie pomysły, kombinacje. Proszę daj mi tę łaskę, Panie!