Sługa Chrystusa
Bardziej przez trudy, bardziej przez więzienia, daleko bardziej przez chłosty… 2 Kor 11, 18 – 30
Św. Paweł zaczyna się przechwalać, kiedy dowiedział się, że jacyś inni nauczyciele zaczynają przekonywać Koryntian i że powoli odchodzą oni od tej nauki, którą Paweł im głosił. Zaczyna się przechwalać, ale… swoimi słabościami. Poruszyły mnie te słowa, które umieściłem w tytule dzisiejszego wpisu. Skoro oni są sługami Chrystusa – pisze Paweł – to ja jeszcze bardziej.
Ale bardziej w czym? Nie w tym, że głosi słowo, że celebruje Eucharystię, że katechizuje, że sprawuje sakramenty. W tym, że jego życie jest jakby w ciągłym niebezpieczeństwie. I on wcale tego niebezpieczeństwa nie szuka. On robi po prostu swoje – właśnie głosi, ewangelizuje, nawraca, katechizuje. On robi to, do czego został powołany, a niebezpieczeństwa same go znajdują. Lecz to właśnie mnie poruszyło, że Paweł w tym widzi wyraźniej, bardziej (ignacjańskie magis), że jest sługą Chrystusa. Chciałoby się powiedzieć: nie w sukcesach, ale w tym, co normalnie kojarzy nam się z porażką, z przeciwnościami losu, z tym, co utrudnia wszystko.
Paweł nie szuka tych niebezpieczeństw, ale kiedy już na niego spadają, to… przyjmuje je, zgadza się na nie i przechodzi je najlepiej jak potrafi. Nie załamuje się, nie traci wiary ani ducha, nie obraża się na Boga, nie zamyka się na ludzi i na pomoc im (choć to ludzie są często sprawcami jego niebezpieczeństw). Bo Paweł nie zakotwiczył swego życia w ludziach, w ich opinii, w środkach, które mogą mu dać lub zabrać. Całą swoją nadzieję położył w Chrystusie, którego stał się sługą. Nie wierzy w to, że Bóg czyha na jego życie i dlatego spotykają go te rzeczy – wierzy, że to sam Bóg przechodzi z nim przez te wszystkie niebezpieczeństwa.
Być sługą Chrystusa – co to oznacza? Jak być sługą Chrystusa? Zbyt często miałem własny pomysł na to. Zbyt często myślałem, że taka to a taka modlitwa czy działanie sprawią, że inni będą widzieć we mnie sługę Chrystusa. Ale… najdoskonalszym sługą Boga jest sam Chrystus, który u Izajasza jest przedstawiony jako sługa Jahwe, i to cierpiący sługa. Czy ja mam szukać swoich sposobów służenia Bogu, czy raczej mam Go naśladować? Św. Ignacy podobne słowa wkłada w usta Jezusa: Przeto ten, co zechciałby pójść za mną, powinien ze mną się trudzić, aby idąc za mną w cierpieniu, szedł też za mną i w chwale [ĆD 95]. Najdoskonalej służy Chrystusowi ten, który Go naśladuje we wszystkim. Być może dlatego św. Paweł chlubi się właśnie tymi niebezpieczeństwami, które go spotykają, bo widzi, że to go upodabnia do Chrystusa, że w tym naprawdę jest Jego sługą. Nie szukając ich, lecz będąc sobą i działając zgodnie ze swoim powołaniem – Chrystus sam mnie poprowadzi dokładnie tą drogą, po której On szedł pierwszy. A to wszystko, o ile pozwolę Mu na to, na to się zgodzę i przyjmę wszystko, co z Jego ręki mnie spotyka.
dziękuję bardzo za rozważanie, łatwiej mówić że przyjmuję to co Jezus daje ale to mozolna i powoli nauka. dzięki za odnośnik do ĆD
aby idąc za mną w cierpieniu, szedł też za mną i w chwale [ĆD 95
Myślę, i wiem, ze panie Ty wiesz co dla mnie jest dobre .
Moc się w słabościach doskonali
Łapię się na tym, że czasem teoretycznie zgadzam się na te trudy i przeciwności, mając jednocześnie jakieś ich wyobrażenie. I czekam na nie, a one nie nadchodzą – jest za to w międzyczasie mnóstwo drobnych, dokuczliwych spraw, przeciwności w formacie mini i mikro. A ja walczę, zmagam się i nie potrafię ich przyjąć, bo nie zauważam, że to właśnie przez te codzienne, drobne, niepozorne zmagania Jezus może mnie prowadzić i uczyć jak Go naśladować…
Dziękuję za ten tekst 🙂