Pozwól się zatrzymać
Potem przystanął, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli… Łk 7, 11 – 17
Nie raz w życiu czułem się, jakbym szedł w jakimś kondukcie pogrzebowym. Tyle tylko, że to miał być mój pogrzeb. Wszystko mi wtedy mówiło, że nie ma już dla mnie ratunku, że nie ma sensu o coś walczyć, że nie ma dla mnie nadziei. Chodziło przede wszystkim o sprawy duchowe, o relacje lub tym podobne bardzo ważne rzeczy.
To, co mnie porusza w dzisiejszym tekście to Jezus, od którego wychodzi inicjatywa – to On ulitował się nad kobietą i lituje się nade mną. Nawet, gdy Go o nic nie proszę. To On podchodzi do moich mar i dotyka ich. Nie boi się dotknąć tego, co związane ze śmiercią (choć załapywał się wtedy na nieczystość rytualną). Nie boi się dotknąć mojego bagna, brudu, cienia, gnoju. Tyle mam czasem odczuć związanych z moim stanem. On nie boi się tego dotknąć. Lituje się nade mną i dotyka.
A wtedy kondukt się zatrzymuje. Czuję, że też potrzebuję się zatrzymać, że ta droga beznadziei prowadzi donikąd. Bez zatrzymania nic dobrego by się nie wydarzyło. Cały świat dzisiaj gdzieś pędzi. Czasem jest to pęd w przepaść. Pęd w beznadzieję, ciemność, zło, własną zgubę. Zatrzymać się, kiedy Bóg mnie dotyka. Cieszę się, że to Jego inicjatywa, bo kiedy przypominam sobie niektóre wydarzenia z mojego życia – ile głupot mógłbym zrobić, gdyby On mnie w porę nie zatrzymał.
On wtedy każe mi wstać. Wtedy jest moment, kiedy mogę złapać oddech i wyjść z beznadziei. Powstać z martwych. To moment, kiedy na słowo Pana mogę zacząć mówić, to znaczy mogę zacząć siebie wyrażać, wypowiedzieć się. Tyle lat czułem się stłamszony, przygnieciony, bez możliwości wyrażenia siebie, dialogu ze światem i sobą. Pan ulitował się nade mną, kiedy wprowadził mnie w kryzys, który był dla mnie jak śmierć, ale potem mnie dotknął, zatrzymał i wskrzesił. Trwało to kilka lat, ale teraz – mogę swobodnie oddychać i swobodnie „mówić”. Panie, bądź uwielbiony, będę Cię sławił na wieki za wielkie rzeczy, jakie mi uczyniłeś!
Wielkie Bóg zapłać. Dziękuję że Ojciec dzieli się swoim doświadczeniem wiary. Sporo czerpię z Ojca rozważań. Nie pisze Ojciec nic czego by Sam nie przeżył, nie doświadczył. I gdy sama doświadczam doliny ciemnej szukam pomocnych tekstów by trwać, by Jezus mnie przez nią przeprowadził.
czytam regularnie od jakiegoś czasu tego bloga… i te słowa wpadają nie raz w 100% w moje życia…
akurat idę jak w kondukcie żałobnym swojego życia,
czasem w nadzieją w moje zmartwychwstanie
czasem przygnieciona codziennością i słowami ludzi, którzy mi odbierają tą nadzieję… jeszcze niedawno chciałam wołać za Piotrem odejdź ode mnie Panie, bo jestem czł. grzeszny – dziś nie zostawiaj mnie, Panie – uzdrów mnie… kocham Cię i chce oddać Ci całe moje życie – prowadź
Nie zaglądam na tego bloga regularnie, ale dziękuję Ci, Ojcze, choć dzisiaj to już przesada, żeby tak mi dokopać… 🙂 Bardzo Ci dziękuję.
I pamiętam w modlitwie, jak zawsze. Ty wiesz +