Kamień odrzucony
Kamień, który odrzucili budujący, ten stał się kamieniem węgielnym. Mk 12, 1 – 12
Bóg zakłada winnicę. Czyni to w mojej duszy. To tam jest ten ogród, w którym On wszystko czyni. To On sadzi krzewy winne, to On otacza ją murem (a więc chroni), wykopuje tłocznie, buduje wieżę. To jest Jego dzieło, to Jego praca. Poruszyło mnie to bardzo, bo w podobny sposób pisze św. Teresa od Jezusa w swojej Księdze życia. To Bóg mnie stworzył, uczynił i to On wykonuje we mnie największą, najważniejszą pracę. Nie ja. Moim zadanie jest przynosić owoc. O tym również mówi Jezus na innym miejscu, w Ewangelii św. Jana, kiedy daje przykłady o winnym krzewie. Ja mam przynosić owoce, ja mam korzystać z tego, co Bóg mi dał, co we mnie zasadził, w co mnie wyposażył. Ale to On uczynił, nie ja. Dał mi wszystko, wyposażył mnie w absolutnie wszystko, bym przynosił owoce.
Posyła do mnie swoje sługi, by odebrali część plonu należną Bogu. Ale pomyślałem, że przecież Bóg niczego nie potrzebuje. Jemu zależy najbardziej na mnie samym. Kim więc są owi słudzy? Może to moi bliźni, których Pan do mnie posyła, by korzystali z dobra, które we mnie jest. Może to moi siostry i bracia, których stawia na mojej drodze, bym mógł im służyć wszystkim, co mam i kim jestem.
Najbardziej zaintrygował mnie ten odrzucony kamień, który stał się kamieniem węgielnym. Bo rolnicy z przypowieści cały plon chcieli zagarnąć dla siebie. Zamknęli się niejako w winnicy (swoim egoizmie) i chcieli używać wszystkiego dla siebie. Odrzucali więc po kolei wszystkie sługi, jakie Pan do nich wysyłał. Odrzucili również syna. Wiemy, że spełniło się to na Jezusie – Synu Bożym, którego wyrzucili za miasto i ukrzyżowali z łotrami. Czynię coś podobnego w momencie, kiedy zamykam się w swoim egoizmie i próbuję zagarnąć tylko dla siebie z tego, co Bóg mi ofiarował. Tym zamknięciem jest grzech. Bo czyż czegoś podobnego nie mówi św. Piotr w dniu Zesłania Ducha Świętego do Żydów? Mówi im, że to oni zaparli się i zabili Chrystusa (choć oni osobiście tego nie uczynili). Zrobili to grzesząc i że osobiste nawrócenie jest ponownym przyjęciem Boga.
Odrzucony kamień… pomyślałem o wszystkim, co odrzucam w moim życiu. Nie tylko o ludziach (najbardziej tych słabych, zmarginalizowanych, tych nazywanych właśnie „odrzuconymi”), ale też o tym wszystkim, czego w moim życiu nie akceptuję, co trudno mi przyjąć, na co trudno się zgodzić. Przyjąć siebie, takiego jaki jestem, z moimi słabościami, upadkami, niedociągnięciami, ale też z moim dobrem, talentami, miłością, dobrymi i wielkimi pragnieniami. Być może to, co ja czasem w sobie odrzucam (a co nie jest grzechem, bo ten mam zawsze odrzucać!) – na tym „odrzuconym kamieniu” Bóg chce we mnie zbudować coś pięknego. Ten kamień węgielny, odrzucony przeze mnie, może ma stać się w zamyśle Boga fundamentem mnie lepszego, mnie bardziej kochającego, wiernego, oddanego Jemu i bliźnim. Bo kiedy przyjmuję siebie z tym wszystkim, co Bóg dla mnie uczynił i w co mnie wyposażył – to Jego samego przyjmuję. Przyjmując siebie – wtedy jestem w stanie wydawać owoce i oddać należny Mu plon.
Być może to, co ja czasem w sobie odrzucam (a co nie jest grzechem, bo ten mam zawsze odrzucać!) – na tym „odrzuconym kamieniu” Bóg chce we mnie zbudować coś pięknego.
Jak trudno odczytać wolę Pana. jak często chcę po swojemu a Pan obdarza mnie darami ,które w.g mnie nie są dla mnie ? Powstaje bunt i ból serca